Gwiezdne Wojny. Nowa nadzieja - siedem niuansów (ocena 10/10)
Noworoczny prezent od serwisu wodaiogien.com - recenzja filmu z 1977 roku.
Wówczas żeby coś przeczytać pewnie trzeba było czekać na nowe wydanie miesięcznika "Film". A i dzisiaj nie znajdziecie samodzielnej recenzji filmu, który jest najważniejszą produkcją w historii. Filmoznawcy się pewnie oburzą, no bo: "Obywatel Kane", Bergman, a przynajmniej "Ojciec chrzestny". Ale to właśnie obraz Lucasa miało największy wpływ na kulturę masową.
Statek rebeliantów został zaatakowany przez Imperium. Na pokładzie są wykradzione plany wrogiej Gwiazdy Śmierci - statku który jest w stanie jednym strzałem unicestwić całą planetę. Księżniczka Leja wpada na pomysł uratowania kluczowego dla wyniku wojny - materiału. Wysyła w kosmos kapsułę z dwoma robotami. Imperium lekceważy obiekt bez oznak życia (tak, to pierwszy absurd scenariuszowy całej serii - tak jakby tajne akta oddychały). Kapsuła niepokojona trafia na pustynną planetę. A tam wpada w ręce młodego farmera. LUKE'A Skywalkera!!!
Twórcy Gwiezdnych Wojen obawiali się, że ich film może skończyć jako produkcja telewizyjna. Oglądając "Nową Nadzieję" w oderwaniu od późniejszej popularności można wysnuć wniosek jak blisko jest od wielkości do kiczu. Gwiezdne Wojny bowiem jedynie niuansami różnią się od wielu podobnych produkcji science-fiction tamtego okresu. Ale te niuanse zmieniły całość w arcydzieło - film ponadczasowy. I tylko oglądając "Nową Nadzieję" można te elementy zidentyfikować. Bo później wiele z nich zagubiono.
Poniżej siedem kluczowych.
1. Roboty
To nie przypadek że kluczowa misja została powierzona sztucznej inteligencji. To roboty dominują początek filmu. Maszyna może wyrazić dużo więcej niż człowiek. Specyficzne poczucie humoru, tudzież ujmująca robotomowa. Jakżesz nie pokochać tej pary złomu? Nigdy później roboty nie miały tyle "czasu antenowego" co w "Nowej Nadziei".
2. Poczucie humoru
To kluczowy element serii. To że w krytycznej sytuacji bohaterzy potrafią zachować luz w ogromnym stopniu łagodzi zagrożenie jakim jest wizja unicestwienia. Zresztą podobny zabieg uatrakcyjnia wiele filmów o II Wojnie Światowej.
Dlatego też dziwią zarzuty do najnowszej części ("Ostatni Jedi"), że robi sobie bekę z Gwiezdnych Wojen. Otóż, nie robi sobie, tylko wraca do źródeł.
3. Muzyka
To może najważniejszy element, bo jednak każdy film serii zachowuje swój klimat. Ta umiejętność wpisania motywów muzycznych w odpowiednich momentach pozwala wyróżnić Gwiezdne Wojny. A właśnie w Nowej Nadziei brzmi to najlepiej.
4. Czarny Charakter
Lord Vader wprost wymiata. Pomysł z maską - genialny. W Nowej Nadziei jeszcze nie ma silnej pozycji. Ale sposób w jaki ją zdobywa - miażdży. Jest taka fantastyczna scena gdzie pokazuje oponentom siłę mocy. Mistrzostwo świata.
5. Stworki
Ich akurat niewiele jest w Nowej Nadziei. Ale Chewbacca jest bohaterem wręcz pierwszoplanowym, bo to on jest w trójce zbierającej końcowe laury.
6. Fisher + Ford + Hamill
W kolejnych filmach serii aktorstwo mocno kulało. I może dlatego Nowa Nadzieja jest niedoścignioną częścią. Uczucie rodzące się pomiędzy Leją i Solo w zestawieniu z porywczym Lukem wychodzi znakomicie dzięki wspomnianej trójce aktorów, którzy na świeżości odegrali te role. Pewnie dlatego co najwyżej przeciętny jest tak chwalony w "Ostatni Jedi" Hamill. Dużo lepiej wypadają bowiem nowi bohaterowie. Bo Gwiezdne Wojny to seria świeżości - wszelkie rozkminy i nawiązania już psują klimat.
7. Efekty specjalne
Przez 40 lat nikt nie wymyślił lepszego sposobu ukazania: kosmosu, statków, gwiezdnej walki, niż Lucas w 1977 roku. Nikt nie wpadł na lepszy pomysł od miecza świetlnego. Większe budżety, efekty komputerowe, eskalowanie rozmachem. A nic nie przebije tego, że "Nowa Nadzieja", w sumie niskim kosztem na genialnym pomyśle, wytyczyła kierunek. W kwestii efektów specjalnych nawet najnowsze wersje się nie imają pierwowzoru.
Zwiastun:
Polska premiera? A kto by to pamiętał....
Produkcja: USA
Rok: 1977
Gatunek: science-fiction
Reżyseria i scenariusz: George Lucas
Obsada: Carrie Fisher, Mark Hamill, Harrison Ford