Dżungla – Yossi Ghinsberg w Boliwii (ocena 5/10)

Yossi Ghinsberg (niestety Harry Daniel Radcliffe Potter), mimo niezadowolenia swojego żydowskiego ojca, zamiast uczyć się normalnego zawodu woli podróżować po świecie. Po odbyciu służby wojskowej wybiera się do Boliwii. Tam przypadkowo spotyka na łodzi fotografa Kevina (Alex Russell), a także nauczyciela Marcusa (Joel Jackson). Cała trójka wyruszy na absurdalną wyprawę do tytułowej dżungli po namowie ekscentrycznego przewodnika Karla (Thomas Kretschmann), który ma swoją negatywną teorie o rasie ludzkiej – to rak toczący życie na Ziemi.
Ghinsberg o tej dramatycznej przygodzie napisał książkę biograficzną, która stała się kanwą filmu wyreżyserowanego przez twórcę horrorów: Grega McLeana. To dwa największe zarzuty do tej produkcji: inspiracja książką jest zbyt wyraźna, a reżyseria wręcz fatalna. Już na początku film ma charakter monologu głównego bohatera, który objaśnia widzom co robi i jakie są jego motywacje. Po to się kręci film, żeby pokazać to na ekranie, a nie wysłuchiwać z offu. Pierwsza część filmu jest koszmarna i chyba tylko perspektywa spodziewanej przygody pozwala zostać na sali kinowej. Szczególnie ukazanie zawiązania przyjaźni pomiędzy bohaterami, ich motywacji i powodów podjęcia wyzwania „leży i kwiczy”: Yossi polubi Kevina tylko dlatego, że ten rzuci na niego ciężki plecak na łodzi, a pojawienie się na ekranie Marcusa jest prawie niezauważalne. Ciekawa skądinąd postać Karla ogranicza się do jego jednego dialogu o potrzebie automatyzacji i wdrożenia wszechmocnego komputera, który będzie zarządzać ludzkością – intrygujący pomysł.
Niestety po rozpoczęciu wyprawy film dalej cierpi nieudolną reżyserią, do której nie chodzi nie logiczny scenariusz, drętwe dialogi i co gorsza słaba praca operatorska – dynamiczne sceny na przykłady spływu porwistą rzeką nakręcono tak, że niewiele widać. Nie zdążyliśmy poznać bohaterów, nie zdążyliśmy ich polubić, a teraz nawet nie za bardzo wiemy co się z nimi dzieje.
I gdy wypada porzucić ostatnie nadzieje „Dżungla” nareszcie odnajduje, przynajmniej na moment, swój rytm. Gdy na ekranie SPOILER pozostaje praktycznie tylko jeden bohater jego walka o przetrwanie zaczyna ujmować i emocjonować. Znakomitym zabiegiem filmowym są chociażby halucynacje, retrospekcje, wizje – to wszystko co jest wynikiem wycieńczenia organizmu.
Tyle, że przewidywalna acz absurdalna końcówka znowu sprowadza widza do parteru, żeby nie powiedzieć dna zdolności reżyserskich. I chyba najciekawsze w całej tej produkcji stają się napisy końcowe.
McLean popełnił w tej produkcji błędów co niemiara. Miał naprawdę dobry materiał filmowy, ale kompletnie się zagubił. Nie wiedział, które fragmenty uwypuklać, a które są zbędne: w efekcie mamy cały szereg zupełnie niepotrzebnych scen typu spożywanie mięsa małpy, a sam cel wyprawy jest dla widza bardzo mętny. Dodatkowo niedobór pomysłów nadrabia się scenami drastycznymi – zupełnie niepotrzebnymi, bo trudna sytuacja bohaterów jest i tak wyczuwalna. Oglądając „Dżunglę” ma się déjà vu momentami z Indiany Jonesa, momentami ze „Zjawy”, a momentami z filmów o przetrwaniu typu „127 godzin”. Reżyserowi także nie udało się oddać tego, że akcja historii działa się prawie 40 lat temu.
Angaż Radcliffe’a to strzał w stopę, bo są aktorzy którzy nie wyzwolą się ze swoich ról – nawet w najbardziej dramatycznych momentach nie opuszcza widza zdziwienie dlaczego bohatera po prostu nie wyciągnie magicznej różdżki. Chociaż nie wątpię, że chęć obejrzenia Pottera w boliwijskiej dżungli zapewne zachęci część widzów do nabicia frekwencji tej produkcji. Dużo lepiej wypadła pozostała trójka aktorów, tyle że reżyser nie dał im w pełni szansy nakreślić swoich postaci.
Trzeba natomiast przyznać, że udało się upchać trochę ładnych widoczków – w kręceniu scen krajobrazowych operator jest dużo lepszy niż w tych dynamicznych, ale żeby obejrzeć piękno lasów Amazonki niekoniecznie trzeba wybrać się seans filmu McLeana.
Na koniec ostatni absurd - wprowadzenie „Dżungli” do polskiej dystrybucji kinowej w drugi Dzień Świąt Bożego Narodzenia. Ani on świąteczny, ani noworoczny. Co prawda akcja dzieje się w grudnia i jest nawet jedna wzmianka o powrocie do domu na święta, ale bez przesady – dużo bardziej pasowałby na wakacje. Pomysły dystrybutorów wykraczają jednak poza racjonalne wytłumaczenia.
Aktualizacja:
Gosi film bardzo się podobał. Ja dalej mam swoje zastrzeżenia. Początek fatalny. Końcówka jeszcze bardziej. Na plus jednak zdjęcia (poza kilkoma scenami), dźwięk i muzyka.
Cały czas mam wrażenie, że ten film powinien być dużo lepszy. Natomiast przy drugim oglądaniu aż tak bardzo nie drażnił mnie Radcliff.
Zwiastun:
Premiera: 26 grudnia 2017 Produkcja: Australia, Kolumbia Rok: 2017 Gatunek: dramat, przygodowy
Reżyseria: Greg McLean
Scenariusz: Justin Monjo
Obsada: Daniel Radcliffe, Alex Russell, Thomas Kretschmann, Lily Sullivan, Joel Jackson