Zabić arbuza – Chińczyki trzymają się mocno (ocena 5/10)
Cao Chen (Dong Yong) hoduje i sprzedaje arbuzy przy mało uczęszczanej drodze. Jego dzień jest monotonny: nie ma wielu klientów, w południe z zupą przyjedzie żona, wieczorem odwiedzi go sołtys, który nagminnie winny jest mu pieniądze. Nadchodzi jednak dzień, który zmieni życie hodowcy, a przyczyną będzie poranna wizyta tajemniczego motocyklisty. Pozostawiony banknot nie pozwoli sprzedawcy spać spokojnie. Szczególnie, że wkrótce pojawia się policja, która w innym świetle stawia tajemniczego nieznajomego.
Akcja filmu toczy się praktycznie przez cały czas w jednym miejscu i trudno uchronić się od monotonii. Co prawda pojawiają się zwroty akcji, ale są one raczej charakterystyczne dla kina azjatyckiego: powolne i subtelne. Bohater toczy rozmowy z odwiedzającymi go osobami, ale głównie zabija nudę gadaniem do stylizowanego na głowę arbuza. Same teksty te nie są specjalnie odkrywcze, a nutka filozofii mocno zawoalowana.
Zdjęcia są kolorowe, chociaż z faktu jedności miejsca – jednostajne. Muzyki praktycznie brakuje. Aktorzy też specjalnie się nie wyróżniają. Oczywiście można się dopatrzeć klimatu, ale raczej trzeba być zwolennikiem kina azjatyckiego. Minimalistyczny, teatralny film, w zasadzie sympatyczny, ale trudno się jakoś specjalnie nim zachwycać.
To także film o tym jak przeciętny, ceniący sobie spokojne życie, człowiek może wpłynąć na poważne sprawy i stać się bohaterem mediów. Często trudno sobie z taką niespodziewaną sławą poradzić, co widzimy na co dzień, na wielu przykładach.
I zapewne przeszedłby ten film bez większego echa, gdyby nie decyzja jury Konkursu Międzynarodowego Warszawskiego Festiwalu Filmowego, które uznało go za najlepszą produkcję tej elitarnej imprezy. Były w gronie kandydatów do tej nagrody filmy znakomite (np. gruzińskie „Wyznanie”, rumuńskie „Urodziny”, bałkański „Górnik”, czy szwedzki „Balkan Noir”), był cały zestaw bardzo ciekawych polskich produkcji („Czuwaj” Roberta Glińskiego, „Pewnego razu w listopadzie” Andrzeja Jakimowskiego i „Pomiędzy Słowami” Urszuli Antonik), a wygrywa zupełnie przeciętny film, chyba tylko dlatego że pochodzi z dalekiej Azji. Na nic wymyślne scenariusze, na nic wielomiesięczny trud reżyserów, piękne zdjęcia, znakomite kreacje aktorskie, czy pomysłowy montaż. Wygrywa film, w którym przez połowę facet gada do arbuza przy nieruchomej kamerze. A reszta konkurentów musi się obejść smakiem. Cóż, widać trzeba mieć chińskie nazwisko.
Nawet nie ma zwiastuna.
Produkcja: Chiny Rok: 2017 Gatunek: dramat, komediodramat, kryminał Warszawski Festiwal Filmowy: zwycięzca Konkursu Międzynarodowego
Reżyseria i scenariusz: Gao Zehao
Montażysta: Tao Yu
Operator: Zhao Long
Muzyka: Andy Lau
Scenograf: Li JiaNing
Obsada: Dong Yong, Liu Hua, Hu Ming, Li Yu, Cao Xiwen