Tunel – Koreańskie kino katastroficzne (ocena 6/10)
Jeong-soo (Jung-woo Ha) jako sprzedawca samochodów ma wydawałoby się standardowy dzień w pracy komiwojażera. Pewnie taki byłby gdyby nie pomyłka starszego pracownika na stacji benzynowej, który wlewa pełny bak, zamiast kwoty poleconej przez bohatera. Przy okazji się dowiaduje jakie pieniądze koszty pełny bak w jednym z krajów Europy Wschodniej. Jeong-soo przy pełnym baku postanawia zmienić swoją trasę, która prowadzi przez pustawy tunel. „Uważaj, zbliżasz się do tunelu” – słusznie ostrzega go nawigacja.
Film o tragicznej sytuacji samotnego, zwykłego człowieka nakręcono już bez liku. Był facet zakopany w trumnie, był pozostawiony na Marsie, i wielu których ugrzęzło w windzie. Współczesne możliwości komunikacyjne (telefon komórkowy) trochę ograniczają inwencję twórczą, bo zawsze można zgłosić problem. No chyba, że jest on tak trudny do pokonania „jak przekopanie się przez sterty gruzu”. Trzeba jednak bardzo uważać, żeby nie obrazić inteligencji widza, bo współczesne metody GPS dość łatwo potrafią zlokalizować telefon. A nie każdy jest górnikiem. Musimy więc przełknąć bez zmrużenia okiem, że naszemu bohaterowi przydarzył się tak wyjątkowy pech i faktycznie współczesne techniki nie pozwalają pośpieszyć mu z szybką pomocą. Dopiero wówczas możemy rozkoszować się akcją koreańskiego filmu w reżyserii Seong-hoon Kim. Pewnie te koreańskie nazwisko nikomu nic nie mówią, ale zawsze warto podkreślić gdy reżyser jest równocześnie scenarzystą. Bo to niestety widać.
Koreańskie kino katastroficzne to coś co oczywiście nie istnieje, albo o istnieniu takiej fali nie wiemy. Filmy katastroficzne nie odparcie kojarzą się z produkcjami amerykańskimi, które może są efektowne, ale rażą schematycznością. W przypadku produkcji koreańskiej nie jesteśmy do końca pewni, co reżyser-scenarzysta wymyśli, a przede wszystkim czy zakończenie będzie stylu Hollywood. To duży atut tej produkcji pozwalający z emocjami oglądać samotnego (?) bohatera.
Filmy tego typu wymagają dodatkowych pomysłów, bo ileż można jechać na tym samym motywie. Seong-hoon Kim niestety tutaj nie spisał się najlepiej, bo te zwroty akcji są albo głupie, albo nieprawdopodobne. Ale trzeba to jakoś przełknąć, żeby się dowiedzieć czy wszystko skończy happy-endem. Sama akcja ratunkowa też niestety pozostawia wiele do życzenia (każdy strażak wie, że do lasu wjeżdża się samochodem na wstecznym), ale można sobie to tłumaczyć koreańskim bałaganem.
„Tunel” w zamyśle ma być nie tylko filmem katastroficznym, ale ukazywać również ludzkie zachowania w ekstremalnych sytuacjach. Dlatego bohaterem jest nie tylko uwieziony nieszczęśliwiec, ale także jego żona, czy też szef akcji ratunkowej. Są momenty, że nawet ich wątki dominują.
Momentami również, mimo powagi sytuacji, wkrada się klimat komediowy, a nawet farsowy, chyba zupełnie niepotrzebnie, bo reżyser raczej tym tropem nie podąża. Inna sprawa, że ukazano nieunikniony komizm tej sytuacji: w końcu facet w jechał do tunelu i nie wyjechał.
Grilluje natomiast temat zainteresowania opinii publicznej i polityków tragedią. Medialne szaleństwo, podszywanie się ministra pod sukces – to akurat tematy uniwersalne, i całkiem przyzwoicie ukazane w filmie „Tunel”.
Pod względem realizacyjnym zamiast efektów specjalnych są ciemne zdjęcia oddające klaustrofobiczne przestrzeżenie i poczucie narastającego odosobnienia.
Mimo wszystkich niedociągnięć (przede wszystkim o pół godziny za długi) jest to więc produkcja warta obejrzenia, chociaż na polskich ekranach praktycznie nie zagościła.
Zwiastun:
Polska premiera: 17 listopada 2017
Produkcja: Korea Południowa
Rok: 2016
Gatunek: katastroficzny, dramat, tragikomedia
Reżyseria i scenariusz: Seong-hoon Kim
Obsada: Ha Jung-woo, Oh Dal-su, Doona Bae