"Zgoda" - polskie obozy śmierci (ocena 5/10)

Końcówka II Wojny Światowej. Górny Śląsk. Niemieckie obozy koncentracyjne zastępują obozy pracy stworzone przez nowe polskie władze. Przebywają w nich głównie osoby związane z okupantem, w tym tzw. barak brunatny – najbardziej znienawidzeni współpracownicy Hitlera. Nie ma już co prawda komór gazowych, ale nienawiść do drugiego człowiek pozostaje na podobnym poziomie. Na porządku dziennym jest gnębienie więźniów, gwałty, a nawet morderstwa. Tylko role się zamieniły. Tytułowa Zgoda jest pojęciem abstrakcyjnym. Jeszcze długo jej nie będzie. Żądza zemsty potęgowana jest faktem, że wśród nowych komendantów również są sadyści opętani chęcią wyżycia się na drugim człowieku.
To bardzo ważny, zupełnie przemilczana rzeczywistość po zakończeniu wojny na terenach wyzwolonych. Określenie polskie obozy koncentracyjne wcale nie byłoby w tym przypadku na wyrost. Redefinicja norm moralnych dokonana przez Niemców przenosi się na walczących po drugiej stronie barykady. Niektórzy wyobrażają sobie, że ta nowa Polska oznacza dla nich bezkarność. I do pewnego stopnia mają racje.
Pokazanie tego aspektu wojny świadczy o odwadze twórców, szczególnie że rozliczenia dotyczące tego okresu ponownie wracają. Ale to tylko zamiar zasługuje na pochwałę.
Niestety takie filmy trzeba robić albo bardzo dobrze, albo wcale. Państwo Sobieszczańscy (reżyser, scenarzystka) nie mają na to ani środków, ani czasu, ani co najgorsze pomysłu. Film jest szary i przygnębiający, ale równocześnie monotonny, nudny i niespójny. Opowiadana indywidualna historia zupełnie nie przekonuje, nie angażuje widza. Wiele znakomitych mocny scen zostaje zmarnowanych. Produkcyjnie wyszedł film słaby fabularnie, odpychający, który nie znajdzie zainteresowania społecznego. Ważny temat nie zaistnieje więc w szerszej świadomości.
Reżysera po części rozgrzesza brak doświadczenia (praktycznie to jego debiut, chociaż facet ma już ponad 50 lat). Ale zawodzą również aktorzy, zupełnie nijaki Jakub Gierszał i przerysowana Danuta Stenka, a głównie zupełnie nieprzekonujący odtwórca głównej roli Julian Świeżewski i równie słaba w ważnej roli Zofia Wichłacz. Przynajmniej w aktorów warto było zainwestować.
Pomysł bliskiego kamerowania także nie wypalił, bo w wielu scenach nic nie widać. To co się sprawdziło w oscarowym „Syn Szawła” tutaj wygląda za zabieg totalnie chybiony. Zamiast tego reżyser próbuje nadmiernie szokować scenami, pokazując mimo wszystko za dużo – nawet jeżeli najlepiej oddaje to rzeczywistość obozową. Niektóre sceny są mało logiczne, ciąg przyczyno-skutkowy zaburzony, śmiem twierdzić że z tego samego materiału lepszy reżyser wykroiłby całkiem przyzwoity film.
A taki jak powstał to lepiej nawet, że nie cieszy się żadnym zainteresowaniem, a nawet nie wzbudza kontrowersji. Bo to zbyt ważny temat żeby robić go na przysłowiowym kolanie.
Zwiastun: