"Blade Runner 2049" - ocena 6/10, ciągle (s)pada
Na gorąco kilka słów o nowej wersji Łowcy Androidów, bo im dłużej trawię ten film tym bardziej ocena spada.
Podejrzewałem, że będą problemy z wersją 2017 by Denis Villeneuve, bo oczekiwania były spore, a pierwsze opinie przedpremierowe - entuzjastyczne.
Żeby dołożyć należytej staranności obejrzałem dzień wcześniej wersję z 1982 roku by Ridley Scott (tutaj jest jedynie producentem, ale ma się wrażenie że mocno się wtrącał) i tutaj rozczarowanie było pierwsze. Zupełnie nie pamiętam dlaczego kiedyś się tym filmem zachwycałem. Fakt wizja przyszłości dopracowana, ale fabuła co najwyżej toporna. Do takiej Odysei kosmicznej się nawet nie umywa, a powiedziałbym że odstaje także od pierwszych Gwiezdnych Wojen.
O ile wówczas fabuła była słaba, to teraz jest przekombinowana. Osobiście przekonałem się do pierwszego tropu i wolta w połowie filmu tak mnie zirytowała, że odechciało mi się śledzić fabułę (może za drugim obejrzeniem zmienię zdanie). Villeneuve chciał tutaj przekazać jakieś swoje wizji, ale w porównaniu do genialnego "Nowego początku" to jakiś bełkot. Irytujące są proste zapożyczenia z filmów gatunku („Matrix", „Ona", „Raport mniejszości", „Księga Ocalenia"), a sam Villeneuve zbyt wiele pomysłów nie wnosi. Taki miszmasz, zmielony fabularnie, z niejasnym końcowym przekazem. Dla mnie porażka, i jestem pewien że wielu widzów odpuści sobie fabułę jeszcze wcześniej niż ja.
Katastrofalnie jest aktorsko. Gosling się zupełnie nie nadaje, irytuje już w pierwszej godzinie swoim stałym wyrazem twarzy. Fatalny jest niestety, o dziwo, Harrison Ford - i tutaj pretensje o zbytnie nawiązanie do 1982 roku.
Dużo lepiej jest natomiast na drugim planie, aż by się chciało żeby niektórzy zastąpili na dłużej Goslinga i Forda. Szczególnie kobieco jest nadzwyczajnie - chyba Villeneuve (patrz Nowy początek) ma tutaj lepszą rękę.
Wizja świata 2049 jest mroczna i podobna w zamierzeniu do tej poprzedniej, która notabene się nie sprawdziła (no chyba przez dwa lata za wiele się nie zmieni). Ta też pewnie nie będzie miała profestycznego sukcesu, no chyba że pod względem obfitości deszcze, w której Warszawa 2017 już zaczyna dorównywać Los Angeles 2049.
Dobra - tyle narzekań. Film jest genialny realizacyjnie: zdjęcia, pomysły na poszczególne (fakt, że za długie) sceny, montaż, scenografia, kostiumy, muzyka (Vangelisa godnie zastąpił sam Hans Zimmer) - to wszystko znakomicie buduje klimat. Stąd jeszcze pozytywna ocena się utrzymała ...
Zwiastun: