"Zabójczy Jacques" - bez tłumika (ocena 5/10)

Materiał wyjściowy jest standardowy i ma potencjał komediowy, głównie komediowy:
Grupa pracowników po zamknięciu fabryki ima się różnych zajęć: jeden dostaje robotę na stacji benzynowej, drugi kombinuje montując kablówkę. Tytułowy bohater nie ma pomysłu co z sobą zrobić. W dodatku popada w pokerowe długi. Musi więc skorzystać z ekstremalnej propozycji, którą zdradza polski tytuł (oryginalny jest o niebo lepszy). Może przypadkowo, ale jednak odnajduje swoje "powołanie" - jedynie brak tłumika powoduje dysonans.
U widza tego filmu dysonans powoduje więcej czynników.
1). Postawiono na wolne tempo akcji, co jest nietypowe w tego typu produkcjach, rezygnując zarówno z pełnej komedii (oprócz kilku scen), jak i efektownej sensacji. W efekcie przez większość czasu można tą produkcję odbierać jako dramat. Dramat psychologiczny, a nawet społeczny. To się nie sprawdza, gdy chwilę później cały klimat zmienia absurdalno-komediowa - z założenia, scena realizacji kolejnego zlecenia. Jak już to trzeba było iść po całości i zrezygnować z akcentu komediowego.
2). Największy grzech tego filmu to jednak brak pomysłu jak rozwinąć początkowy pomysł. W efekcie od połowy mocno przynudza, a końcowe rozwiązanie zaprzecza całej fabule. Jeżeli takie było założenie scenarzysty - to słabo.
3). Żeby przykryć brak pomysłów zaangażowano rozpoznawalnego aktora, który jednak dupy nie urywa. Do takiego Dorocińskiego, w podobnej tematycznie norweskiej produkcji, nawet się nie umywa.
Film dostępny w ograniczonej dystrybucji kin studyjnych nie powtórzy więc sukcesu "Małżeńskich porachunków". Omijać może i nie trzeba. Ale zachęcać zbytnio nie ma do czego.
Zwiastun: