"Dom wygranych" - podstęp Ojca Założyciela (ocena 2/10)
Szarpnęliśmy się w ramach imieninowego prezentu dla Ojca Założyciela naszego serwisu na kartę Unlimited do najlepszej sieci kin. A ten nas wyciąga na takie szmiry. Zapewne nieświadomie, zachęcony tematyką kasyn do gry. Niestety pojawienie się Willa Ferrella znamionowało tragedię. Ale że będzie aż tak źle, to chyba nikt się nie spodziewał.
Sami aktorzy i twórcy, sądząc po scenkach "ponapisowych" bawili się przednio. Ale o widzów już nie zadbali. Bo niestety poczucia humoru nie ma w tym ani krztyny. No chyba że kogoś śmieszy sikanie na trawniku, tudzież sikająca krew po obcięciu palucha. A już szczytem głupoty jest wymiotowanie do pudełek w supermarkecie na drugi dzień po imprezie. Kto na kacu idzie do sklepu na zakupy?
OK. Może nie mamy poczucia humoru i zwyczajnie powinniśmy omijać takie produkcje, nie wiadomo przez kogo kwalifikowane do dystrybucji, szerokim łukiem. Ale na sali byli także inni, i nikt się nie śmiał.
Woda twierdzi, że ten film nie żadnej zalety, więc kwalifikowałby się nawet na "jedynkę". Oczko wyżej dostaje, za całkiem ładną Ryan Simpkins (która ma w swojej karierze role w filmach znakomitych: "Droga do szczęścia" i "Samotny mężczyzna"), przez którą to całe zamieszanie w fabule. I która jak się pojawia na ekranie (niestety tylko na kilka chwil) zdaje się czuć w jaką żenadę w depnęła.
Zwiastun: