"Jonathan" - z ziemi polskiej do niemieckiej (ocena 3/10)
Film o opiece nad osobą obłożnie chorą. To zawsze trudny temat i tylko wyjątkowa umiejętność może sprawić, żeby stał się wartościowym dla widza (przykłady „Motyl i skafander”, czy polskie „Chce się żyć”). Nie po to w końcu chodzimy się ukulturalniać, żeby dołować się obrazem tej jakże przykrej sytuacji, zarówno dla osoby chorej, jak i opiekuna.
Debiut polskiego reżysera Piotra J. Lewandowskiego kręcącego dla Niemców (czyżby to pierwsza fala uchodźców z objętego terrorem państwa Jarosława Kaczyńskiego?) jest niestety filmem nużącym, męczącym, zbyt dosłownym, a w finale zupełnie odbiegającym od tematu.
Wejście w sferę, której w kinie nie lubię dodatkowo mnie zniechęciło, chociaż sama końcówka może i szokująca, ale przynajmniej budzi z letargu. Nie jest jednak dobrze, jak w filmie jedynie sceny rozbierane wzbudzają zainteresowanie (uprzedzam, że nie są one jednak atrakcyjne).
Jestem w stanie są wyobrazić widza, który złapie klimat tej opowieści i wyjdzie z kina zachwycony. Ja tego nie kupuję, jak i większość: film jest dystrybuowany na pojedynczych seansach (niezawodna po upadku kina KC – Luna), przy niewielkim zainteresowaniu. Przypuszczam jednak, że na festiwalach tematycznych (nie o umieraniu jednak) film ten może się bardzo spodobać.