"Gleason" - ALS (ocena 9/10)

Steven Gleason wsławił się jako sportowiec, gracz New Orleans Saints, jednym zagraniem. Po tragicznym huraganu tysiące ludzi wegetowało na miejscowym stadionie. W pierwszym meczu po tych wydarzeniach Gleason popisał się spektakularnym blokiem, który natchnął drużynę.
Steve skończył karierę i nic nie zapowiadało tragedii. Czuł się jednak gorzej. Diagnoza lekarska była druzgocąca. Stwardnienie zanikowe boczne, w skrócie ALS. Koszmarna choroba. Mózg traci umiejętność przekazywania bodźców do mięśni. Chory traci sprawność ruchową, mowę, a finalnie zdolność oddychania. W sposób świadomy staje się unieruchomioną rośliną. Średni czas życia 2-5 lat. Głównie dlatego że pacjent traci ochotę do życia.
Steven postanawia walczyć do końca. Szczególnie że jego żona jest w ciąży. Zamierza po sobie pozostawić nagrania wideo dla syna.
Dokument o ciężkiej chorobie to piekielnie trudna sprawa. Film nie oszczędza widza pokazując zarówno drastyczne, jak i intymne momentami. Znakomite tempo i dobór materiału wprost wbijają w fotel. Nie sposób nie identyfikować się z chorobą, w tym także trudu najbliższej rodziny.
Steven żyje do dziś. Ma pomnik pod stadionem ze swojego zagrania. Stworzył fundację pomagającą chorym - akcja z kubłem lodu, to jego zasługa. Jego syn już dorasta. Steven komunikuje się poprzez syntezator mowy.
Atutem filmu jest też muzyka. Pearl Jam. Członkowie zespołu również wsparli walkę Gleason.
Zwiastun: