"Historia pewnego życia" - życie nie jest aż tak złe jak ten film (ocena 2/10)
Przez dwie godziny niemiłosiernych nudów film zmierza to konkluzji, że: "życie nie jest ani tak złe, ani tak dobre jak się wydaje". Jak ktoś wcześnie nie uśnie - trudne zadanie, to z taką myślą może wrócić do swojej codzienności. Zapewne odmiennej od tej, która jest przedstawiona w filmie, która dodatkowo została zaprezentowana w sposób tak minimalistyczny, że jest w stanie zaciekawić jedynie zwolenników kina artystycznego. A tych nie brakuje, czego wyrazem chociażby recenzje TUTAJ. Z widzami jednak już jest odmiennie: zazwyczaj chodzą oni do kina żeby trochę urozmaicić szarą codzienność, która też zresztą nie jest aż tak nudna jak kontemplowanie tego filmu. Efektem pustki na widowni i ograniczona ilość seansów. To film, który może się spodobać na festiwalach dla wyszukanej widowni (wiosna Filmów w Warszawie, czy Nowe Horyzonty we Wrocławiu), ale na Boga! nie do zwykłej dystrybucji.
Już sama forma obrazu jest trudna w odbiorze, twórcy filmu uznali za stosowne wykorzystać tylko część miejsca na ekranie. Przed widzem duże wyzwanie, żeby domyślić się co się dzieje na tym skrawku obrazu. O co chodzi, co się wydarzyło (bo nie wszystko jest pokazane), co się z kimś stało? Jakaś osoba jest na ekranie, potem znika, jakiś wątek problemów finansowych nagle się pojawia - totalny chaos. Jest np. przebitka, bo trudno to nazwać sceną, na zamordowane zwłoki kilku osób - weź tutaj wymyśl co się stało. Istnieje oczywiście możliwość, że po lekturze książki odbiór film u jest łatwiejszy. Cała historia jest bowiem oparta na książce Guy de Maupassant i dotyka intrygujących tematów roli kobiety w XIX wiecznym społeczeństwie. Ale intrygujący temat nie oznacza z automatu zainteresowania widza, szczególnie gdy ważniejsze dla reżysera jest pokazanie sceny w której bohaterka przez kilka minut podlewa kwiatki.
Dla mnie zupełnie niestrawne ...
Zwiastun: