"Teraz i w godzinę śmierci" - różaniec (ocena 7/10)
„Sto lat po objawieniach Fatimskich” – tak reklamowany jest na plakacie, chyba pierwszy polski film dokumentalny o modlitwie różańcowej. Wchodzi on do dystrybucji kinowej. I będzie tak jak w podobnych przypadkach bywa, czyli mainstreamowa krytyka zmiesza ten obraz z błotem, ale frekwencja będzie całkiem przyzwoita. Jest bowiem zapotrzebowanie na kino religijne, i ten film trafia w dobry moment. Co wcale nie wyklucza faktu, że również filmowo jest godny uwagi. I ma swoje wady …
Duet reżyserów skupił się na zagadnieniu modlitwy różańcowej i jej wpływu na rzeczywistość. Ukazują w swoim filmie kilka różnych sytuacji w bardzo różnych krajach, w którym modlitwa różańcowa miała istotny wpływ na sytuację ludzi (ludności). Punktem wyjścia jest zdjęcie rannego żołnierza trzymającego różaniec. Do tego wątku film wróci spinając opowieść klamrą, ale przy najmniej dla mnie nie był to najważniejszy wątek.
Nie ma dla mnie niczego bardziej wartościowego z seansu kinowego od nowo nabytej wiedzy. Czasami, aż nie mogę uwierzyć, że o czymś nie wiedziałem. I tak jest, może trochę wstyd się przyznać, z pierwszym wątkiem. Otóż okazuje się, że po II Wojnie Światowej Wiedeń był pod strefa wpływów Związku Radzieckiego aż 10 lat. I dopiero po tym okresie Rosjanie dobrowolnie (?), pierwszy i ostatni raz w swojej historii, opuścili kraj, dzięki temu Austriacy nie doświadczyli komuny. Twórcy filmu wiążą to z krucjata różańcową, która wówczas została zorganizowana. Czy słusznie? – o tym za chwilę.
Drugi wątek – niezwykle dla mnie istotny – to Majdan na Ukrainie. Czy ktokolwiek słyszał, mimo licznych przekazów polskich mediów o białych różańcach i figurce Matki Boskiej Fatimskiej w trakcie wydarzeń na Ukrainie? Tak wyglądają polskie media – jak tylko jakiś wątek religijny to boją się go jak diabeł święconej wody.
Pozostałe wątki są dosyć odległe typu Filipiny, Nigeria, Kazachstan. Trochę mnie to mało interesowało, ale twórcy tłumaczyli na konferencji prasowe, że ich film ma mieć zasięg światowy (czy to się uda, to wątpię) i każdy widz znajdzie ciekawy dla siebie wątek.
Film jest porządnie zrealizowany, jak na dokument trzyma w zainteresowaniu. Akurat jego premiera zbiegła się z festiwalem filmów dokumentalnych w Warszawie, gdzie jednak dominują tematy „lewackie” – LGTB, ochrona środowiska, krytyka rządzących. Filmy te często zbierają entuzjastyczne opinie krytyków, a pod względem realizacyjnym w niczym nie przewyższają produkcji religijnych.
Jedyny mój zarzut do filmu jest jednak zupełnie inny. Otóż, jako osoba wierząca, naprawdę bardzo bym chciał żeby modlitwa różańcowa miała wpływ na rzeczywistość i była sposobem na pokonania zła na świecie. Problem w tym, że sposób podanych przykładów w filmie zupełnie mnie do tego nie przekonał. Twórcy skupili się na kilku zdjęciach, a nakreślili szerzej kontekstu wydarzeń. Ot taka Austria – nie cała była pod okupacją rosyjską i do wycofania Rosjan przyczynili się również konkretne zabiegi dyplomatyczne. Może o tym poczytać w internecie. Żeby przekonać widza, nawet takiego jak ja, a co dopiero sceptycznego należało pokazać wydarzenia w szerszym kontekście. Może lepiej było ograniczyć ich liczbę, kosztem większej szczegółowości. Bo niestety w takiej formie film jest tylko dla osób głęboko wierzących i przekonanych co do siły modlitwy. Nikogo innego nie przekona.