top of page

"Power Rangers" - gadająca ściana i seksowna Banks (ocena 4/10)


Tylko częściowo można docenić wysiłek twórców, którzy postanowili zrobić z tej rozrywkowej serii głębszy film. Pomysł nie wypalił i kinowi "Power Rangers" dłużą się, nudzą, a może nawet irytują.


Celem (najprawdopodobniej) było zarysowanie piątki bohaterów. Stąd wstęp trwa blisko 30 minut, w którego niewiele ciekawego się można dowiedzieć i jedyną atrakcją jest skok do wody w seksownej bieliźnie. Do tego kilka sprośnych żartów zamykających pokazanie filmu szerszej i młodszej widowni.


Niewiele lepiej jest po uzyskaniu przez "kolorową piątkę" supermocy" - dialogi są wprost koszmarne, nawiązywanie więzi emocjonalnej niewidoczne, ukazywanie motywacji płytkie jak wiedza Ryszarda Petru. Czekamy kolejną godzinę na scenę finałową, która rozczarowuje wyglądając jakby filmowi zabrakło budżetu (plus odrobiny zdrowego rozsądku i logiki).


Rozkminiając czemu jest tak słabo chyba dużą część winy należy zrzucić na piątkę młodych aktorów, którzy zupełnie nie radzą sobie z tematem. Osobiście nie polubiłem żadnego z nich, a wystarczy że na ekranie pojawia się mocno ucharakteryzowana aktorka z pierwszej półki i zaczyna iskrzyć (dosłownie, w przenośni i erotycznie). I w ten sposób można przejść do pozytywów tej produkcji.


Nie jest dobrze jak największą sympatię budzi czarny charakter, ale grająca Ritę Banks jest zjawiskowa, gra znakomicie, a poza tym jak wygląda w tych niesamowitych strojach rewelacyjnie. Zjadła aktorsko całą resztę obsady na śniadanie. Pochwalić jeszcze można sympatycznego i mało rozgarniętego robocika, a także gadająca ścianę, czyli Zordona (Bryan Cranston). I tyle. Stracone dwie godziny.


Zwiastun:

Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page