"Praktykant" - zielona mila (ocena 4/10)
Azjatycka produkcja o więzieniu w Singapurze.
Nie mylić z amerykańską komedią o tym samym tytule z 2015 roku (Anne Hathaway i Robert DeNiro).
Koprodukcja aż pięciu państw: Francja, Hongkong, Singapur, Katar, Niemcy.
Film singapurskiego reżysera, to ważne w kontekście fabuły, Boo Junfeng prezentowany na europejskim festiwalu w Cannes (to tam, gdzie nasz kolega puszczał pawia podczas EURO2016 TUTAJ ...), był też singapurskim kandydatem do Oscara.
Fabuła:
Aiman jest młodym pracownikiem służby więziennej. Poznajemy go gdy dostaje pracę w dużym więzieniu. Jest zaangażowany i ciągnie go do najcięższych przypadków, w tym skazanych na karę śmierci. I tutaj właśnie ważna jest specyfika Singapuru, gdzie nie trzeba być okrutnym mordercą, żeby dostać KaeSa. Podobno nawet za posiadanie narkotyków grozi taka kara. Stąd skazańcy nie wyglądają na pozbawionych uczyć zwyrodnialców. A sam Aiman też ma swoje motywy żeby zbliżyć się do osoby odpowiedzialnej za nadzór nad wykonaniem wyroku.
Forma
"Praktykant" to typowe azjatyckie kino ambitne. Długie ujęcia, mało dialogi, niezrozumiałe motywacje. Ogląda się to ciężko, ale w końcu dochodzi do ważnych i mocnych scen. Nie jest to oczywiście kino w stylu amerykańskim ("Zielona Mila", "Skazani na Shawshank", "Ucieczka z Alcatraz"), ale już Dekalog Kieślowskiego w jednej scenie przypomina.
Dystrybucja
Film trafił do Polski w zasadzie w szczątkowej dystrybucji i wyzwaniem było znaleźć jakiś seans, nawet w Warszawie. A czy było warto? Niespecjalnie. No chyba że dla amatorów takiego kina.
Zwiastun: