"T2 - Trainspotting" - w żyłę (ocena 6/10)
Minęło 20 lat. Trudno powiedzieć, żeby bohaterem kultowego filmu specjalnie się w życiu powodziło: jeden siedzi w pace, drugi właśnie się wiesza, trzeci jako właściciel burdelu szantażuje klientów. wszyscy czują się oszukiwani przez tego czwartego.
Film wraca po 4 latach, a zamiast recenzji najczęściej toczą się dyskusje czy warto było. Książkowo powstała kontynuacja powieściowa autorstwa Irvine’a Welsha o dość jednoznacznym tytule "Porno". ale film to nie książka, gdzie gorsze kontynuacje aż tak nie bolą. Widać wyraźnie, że reżyser Danny Boyle wespół ze scenarzystą John Hodgem stanęli na głowie, żeby nie zepsuć kultowości oryginału.
Uspakajam fanów wersji z 1996 roku - jest co najmniej dobrze.
Scenariusz jest spójny, ciekawy, trzyma w napięciu. Może trochę zbyt zakręcony, ale to akurat argument na plus. Bardzo wnikliwie skonstruowano postacie, a aktorzy idealnie wczuli się w rolę: cała czwórka gra na bardzo wysokim poziomie. A do tego jeszcze urocza długonoga dziewczyna.
Oczywiście siłą filmu jest przede wszystkim muzyka. Dobre są również zdjęcia, montaż i pomysły z przypominaniem czasów sprzed 20 lat. Nie ma tego za dużo - jest w sam raz. Klimat jest utrzymany.
"Dwójka" ma też taki życiowy wymiar: bohaterom się nie udało, bo nie mogło się udać. Ale nachodzi taka refleksja, że każdy z nas 20 lat temu też myślał że pójdzie znacznie lepiej i jeżeli będzie się oglądać kontynuacje filmów z lat studenckich to co najmniej na plaży na Majorce z drinkiem w dłoni, niż w Cinema City Promenada z kubełkiem taniego popcornu. No ale cóż - każdy ma taki Trainspotting na jakiego zasłużył.
Dobrym pomysłem przed wybraniem się do kina jest odświeżenie wersji z 1996 roku - ja tego nie zrobiłem i trochę żałowałem. Pamięć ludzka jest zawodna, i z jedynki pamiętam co najwyżej motyw z pociągami.
Zwiastun: