"Lekarstwo na życie" - wina KNF (ocena 6/10)
Gore Verbinski, znany do tej pory z całkiem innego kina - "Piraci z Karaibów", a także z bardziej podobnego "Ring" (2002 rok), stworzył film klimatyczny, ale bardzo niejednorodny, i niestety ze skopaną końcówką. I o wiele za długi.
Zaczyna się od zawału. Od zawału handlowca. Płynnie przechodzimy do malwersacji finansowych. Szykuje się fuzja, a amerykańska komisja papierów wartościowych szuka haka. Zarząd wysyła młodego pracownika - Lockharta do dziwnego domu starców w celu sprowadzenia byłego prezesa. Lockhart dociera do celu, ale z powrotem jest już większy problem. O przywiezieniu emerytowanego biznesmena to w ogóle nie ma mowy.
Film ma bardzo specyficzny klimat. Dopóki jest dramatem psychologicznym trzyma w napięciu. Jest takim skrzyżowaniem "Wyspy tajemnic" i "Niebezpiecznej Metody". Fabuła jest zagadkowa, co prawda powoli można się w pewnym momencie domyślać o co chodzi, ale tak naprawdę nic nie jest oczywiste.
Niestety im dłużej tym gorzej. Film się przeobraża w krwawy i okrutny thriller z coraz bardziej absurdalnymi pomysłami: baron sprzed 200 lat, eksperymenty medyczne, Niemcy rodem z II Wojny Światowej, masowe szaleństwo, tytułowe lekarstwo na nieśmiertelność, kazirodztwo. Klimat siada, fabuła sprowadza się do ogranego horroru, albo filmu gore. I jeszcze nie może się skończyć. Trwa to 146 minut - jakby się skończyło po 90 ocena byłaby dużo wyższa.
Z następujących powodów:
1) Zdjęcia - momentami są niesamowite, szczególnie że sanatorium, w którym dzieje się 90% akcji, ulokowane jest w uroczym, górskim miejscu (szwajcarskie Alpy)
2) Aktorstwo: fantastyczny jest w głównej roli Dane DeHaan, a w drugoplanowej Jason Isaacs
3) Klimat - utrzymywana jest taka baśniowa, nie oczywista monodrama w klimacie Lyncha, albo Kinga
4) Kontrast pomiędzy karierą, codziennością, a spokojnym odpoczynkiem przy partyjce szachów lub krzyżówkach w górskim ośrodku wypoczynkowym
Zwiastun: