"Milczenie" - ran-ju (ocena 4/10)
Zupełnie nieudany film Martina Scorsese. Niezależnie co się o nim mówi (a mówi się pewnie ze względu na renomę artysty jak najlepiej), i jakich doszukuje wartości - to tylko zlepek drastycznych scen. Wlekąca się przez 161 minut źle skonstruowana i niedopracowana opowieść.
Japonia. XVII wiek. Prześladowanie chrześcijan. Bardziej jeszcze brutalne niż w okresie kształtowania się tej religii. Osoby duchowne i otwarcie deklarujący wiarę w Chrystusa są poddawani wyszukanym sposobom tortury. Może ich uratować jedynie wyrzeczenie się Zbawiciela poprzez nadepnięcie stopą na obrazek Jezusa.
Film zawodzi zarówno w warstwie realizacyjnej, jak i narracyjnej.
W tej pierwszej jest zwyczajnie nudny, i tylko pojawiające się raz po raz drastyczne obrazy nieludzkich cierpień pozwalają nie usnąć.
W tej drugie też Scorsese nie dopracował, bądź co bądź interesującego i mało znanego, epizodu w historii krzewienia chrześcijaństwa.
Generalnie u Scorsese wszystko sprowadza się do zagadnienia, czy delikwent zbezcześci święty obrazek, czy nie. Tytuł dodatkowo sugeruje, że milczenie Boga w obliczu takich cierpień ma świadczyć o jego obojętności. Albo nawet o nieistnieniu. Tymczasem każdy kto choć pobieżnie przeczytał nauczanie Chrystusa powinien wiedzieć: Jezus uczciwie ostrzegał swoich wyznawców, że będą za wiarę w jego boskość cierpieć i ponosić katusze. Właśnie po to sam dał świadectwo swoją męką Drogi Krzyżowej żeby nadać takiej postawie sens. W filmie Scorsese rozumie to tylko jedna Japonka trafnie zauważając, że czego tutaj się obawiać jak się wierzy w Królestwo Niebieskie, gdzie nie ma nawet podatków. Rozważania religijne o tym filmie można toczyć dłużej, ale to nie podnosi jego wartości. Nie ma on przesłania ani dla ludzi walczących z Kościołem, ani dla widzów chłonących Mela Gibsona.
Może po prostu Scorsese w klimacie kontemplacyjnym sobie nie radzi. A pewnie w swoim podeszłym wieku poczuł potrzebę takich rozważań religijnych. Chyba lepiej jakby pozostał w gatunku świetnego "Wilka z Wall Street". Jak się czuje potrzebę robienia obrazów trzygodzinnych trzeba jednak coś widzowi zaproponować. Cos poza podtapianiem ukrzyżowanych wyznawców Chrystusa.
Zwiastun: