"Fukushima, moja miłość" - gejsza (ocena 3/10)

To już chyba ostatni film z festiwalu "Wiosna Filmów 2016", które dystrybutor (Aurora Film) uparcie wprowadza do repertuaru kin studyjnych. Po co? Tego nie jestem w stanie dociec. W każdym razie po raz kolejny na seansie w warszawskim KC byłem sam. A sam film u przeintelektualizowanych recenzentów ma dobre opinie. Nudny jest jak flaki z olejem i wysiedzenie prawie dwóch godzin jest naprawdę dużym poświęceniem.
Bohaterka Marie przyjeżdża do Japonii, żeby oderwać się od swoich osobistych problemów. Dociera na obszar opuszczony po katastrofie, gdzie zamieszkuje u starszej pani - w młodości gejszy. Tak mniej więcej połowa akcji w tym filmie to wspólne picie herbaty obu pań. Tempo mają zapewne nakręcać nocne wizje zmarłych tragicznie byłych mieszkańców wioski, ale mistycyzmu w tym tyle ile sensu w krytykowaniu przez opozycję Bartłomieja Misiewicza.
Doris Dörrie - niemiecka reżyserka, która zrobiła dużo ciężkich rzeczy, ale docenionych przez krytyków, a po części również widzów. Takie filmy jak: Fryzjerka, Hanami - Kwiat wiśni, Nadzy, Oświecenie gwarantowane były pozytywnie odbierane także przez szerszą rzeszę publiczności. Sam też dostrzegałem dobre elementy tych obrazów, stąd uważam że "Fukushima, moja miłość" - to dzieło najsłabsze w karierze Doris - rozwleczone, niespójne, ciężkie realizacyjnie (czarno-białe). Może ktoś złapie klimat tego filmu, ale ja go nie kupuję. Odradzałbym, ale i tak nie ma sensu, bo ten film niepostrzeżenie spadnie z ekranów.
A pewnie w kwietniu kolejna edycja festiwalu Wiosna Filmów, i kolejna paczka przeintelektualizowanych, nudnych, męczących filmów.
Zwiastun: