"Wielki mur" - zielone potworki (6/10)

Spektakularne widowisko.
Tak efektownego i atrakcyjnego wizualnie filmu chyba jeszcze w kinach nie było. Wszystkie mogą się schować. Łącznie z Avatarem.
Mur
Budowany przez 1700 lat, łączna długość to 8 tys. km - przynajmniej według informacji podanych na początku tego filmu. Jedyny obiekt na Ziemi widoczny z księżyca. Miał bronić państwo przed wrogami. Według legend również przeciwko złymi siłami. Jedną z takich legend przedstawia film w reżyserii Yimou Zhang.
Yimou Zhang
Uznany chiński reżyser. Znany z efektownych ("Dom latających sztyletów"), znakomitych ("Zawieście czerwone latarnie" - które darzę sentymentem, bo oglądałem jeszcze w Krakowie na przeglądzie Konfrontacje), ale również wielu słabszych szczególnie scenariuszowo ("Cesarzowa"). Najnowsze dzieło jest przede wszystkim niezwykle efektowne i słusznie nie przeciągane, bo scenariuszowo jak zwykle pozostawia dużo do życzenia.
Fabuła
Dwóch Europejczyków William (Matt Damon) i Tovarowi (Pedro Narcos Pascal) przybywa na wschód w poszukiwaniu prochu. Podczas biwaku zostają zaatakowani przez dziwne zwierzę, które jeden z nich zabija. Przy okazji odcinając mu kończynę. Dzień później zostają pojmani przez oddział chiński. Aresztowani wzbudzają zainteresowanie właśnie pojedynkiem z potworem. Okazuje się, że są one istotnym zagrożeniem zagrażającym całemu państwu chińskiemu co 60 lat. Zaczyna się wojna. Mur staje się ostatnią zaporą.
Efekty specjalne
Jest kolorowo, bajecznie wręcz i efektownie. Wykorzystane są wszystkie możliwe współcześnie metody tworzenia efektów specjalnych. Nawet się z tym specjalnie nie kryją. No i co z tego? Jak ogląda się z otwartą japą.
Zwiastun: