"Po prostu przyjaźń" - kłamstwa i guziki (ocena 5/10)
Polska próba stworzenia filmu mozaikowego: jest dobrze, ale nie ... beznadziejnie.
Żeby nie było wątpliwości: taki film to dość trudna konstrukcja i wielu się na nim wyłożyło. Jak się komuś uda to dzieło staje się kultowe ("To właśnie miłość", na upartego również polskie "Listy do M."), ale do tego potrzebny jest dobry scenariusz, odpowiednie rozłożenie akcentów i doborowe aktorstwo. Wszystkiego w filmie Filipa Zylbera brakuje. Co gorsza film trwa grubo ponad 2 godziny i wszystko co w nim dobre ginie w chaotycznym tłumie sens słabych, bardzo słabych i beznadziejnie słabych.
Wyzwaniem jest już opisanie fabuły, ale tak wytrawny recenzent rozpyka to w trymiga.
Wątek numer 1 - szpital
Na rogu Czerniakowskiej i Okrąg na pasach został potrącony mały chłopak. Sprawca "Cichy" (Przemysław Bluszcz) jest spanikowany. W szpitalu usłyszał od ojca chłopca - prawnika, że zostanie zniszczony. Idzie więc po pomoc do przyjaciela z ławki szkolnej "Druciaka" (Krzysztof Stelmaszyk), który leci do szpitala ratować przyjaciela. Pomiędzy chłopakiem a statecznym panem nawiązuje się specyficzna więź. Ten wątek jest najciekawszy i najlepiej zagrany (szczególnie najlepszy w całym filmie młody Adaś Tomaszewski). Problem w tym, że zupełnie oderwany od reszty.
Wątek numer 2 - nowotwór
Młoda polonistka Julka (Agnieszka Więdłocha) dowiaduje się - od przystojnego lekarza (Grzegorz Damięcki) - o śmiertelnej chorobie. Wraz z grupą szkolnych przyjaciół (bohaterów innych wątków w tym filmie) co roku jeżdżą w Tatry. Co raz mniej zgrana paczka, z uwagi na konflikty wewnętrzne staje w obliczu śmiertelnej choroby. Sama Julka też nie najlepiej sobie z tym radzi. Wszystko wskazuje, że będzie to już ostatni wspólny ich wypad w góry.
Wątek numer 3 - ciąża
Bizneswoman i kobieta sukcesu Ivanka (Magdalena Różczka) chce mieć dziecko z próbówki. Namawia do dania nasienia swojego sąsiada (Bartłomiej Topa), który zbytnio się angażuje w ojcostwo. Ten wątek jest słaby. Nawet jest bardzo słaby. Kiepsko zagrany. Momentami wręcz irytujący. Jedyny plus to piękne mieszkania i widok na Warszawę.
Wątek numer 4 - 10 milionów
Alina (Sonia Bohosiewicz) sprawdza kupon totolotka. Nie jej, tylko Mariana (Marcin Perchuć), jednego z uczestników górskich wypraw. Wygrana jest olbrzymia, dziewczyna więc leci do niego z balonikami, a ten ją zaprasza do restauracji na homara. Tam oddaje 7 zł za zakład (chyba 5 zł kosztuje). Alina obrażona, jak to kobieta, strzela focha nie wiedząc, że równolegle przelał jej połowę wygranej. Przez kolejne kilka minut filmu przesyłają sobie te 5 mln zł tu i z powrotem. Chyba nie wiedzą, że takie przelewy są rejestrowane.
Wątek numer 5 - sklep z guzikami
Kolejną członkinią ekipy górskiej jest kolekcjonerka guzików słynnych ludzi - Jadźka (Aleksandra Domańska). Są u niej w sklepie egzemplarze wszystkich sławnych ludzi, a zdobycie kolejnego guzika jest wyzwaniem, w czym pomaga jej Filip (Kamil Lupa). Ten wątek jest bardziej komediowy, sprowadza się głównie do wyławiania guzika sławnego aktora z kibla.
Całość
Trudno to pewnie sobie trudno wyobrazić, ale twórcy wepchnęli do tego filmu jeszcze kilka wątków, o których już lepiej nie wspominać. W efekcie film jest nad wyraz męczący. Jedynym wyjściem jest czekać na wątek, który zainteresuje widza. Bo żeby zainteresowały wszystkie nie ma siły: są zbyt różnorodne gatunkowo.
Film został zrealizowany przez ekipę TVN-Agora i trochę przypomina taką kolorową, wyidealizowana Polskę: piękne mieszkania, wydumane problemy, ładne krajobrazy (trzeba przyznać ze zdjęcia z Zakopane naprawdę są porządnie zrobione). Scen kompletnie absurdalnych i niepotrzebnych jest tak wiele, że aż szkoda się nad nimi pastwić (np. nie ma możliwości w Polsce rozsypania prochów człowieka poza cmentarzem).
Bez żadnej szkody można by wyrzucić kilka wątków (byle nie wątek numer 1, który jednak ma swój klimat) i nic by się nie stało. A było krócej o kilkanaście minut.
Odbiór
Film miał być chyba frekwencyjnym sukcesem (na miarę "Listów do M."). Nie wiem jak wyszło, ale po dwóch tygodniach na wieczornym seansie były ledwie dwie osoby (oprócz mnie). "Po prostu przyjaźń" zbiera raczej słabe, ale nie tak słabe jak inne komedie romantyczne (bo jednak większość krytyków zauważyła, że kolejną głupią komedią romantyczną nie jest), recenzje. Warto zwrócić uwagę na dwie skrajne, pozytywną Quentina i skrajnie negatywną z Interii.
Zwiastun: