"Dusigrosz" - bankier psychoterapeutą (ocena 5/10)
Byłoby to może dzieło całkiem udane, gdyby twórcy pamiętali, że najgorsze w komedii to przeszarżować.
Pomysł głupi nie był, potencjału komediowego było wiele. Ale zabrakło pomysłów.
W "przegięciową" farsę wpleciono ni wpiął ni wypił jeszcze tragedię rodzinną.
Sknera
Bohaterem jest François - muzyk, sknera od urodzenia, a nawet od życia w łonie matki, co ma uzasadnić charakter naszego bohatera. Żyje samotnie, oszczędzając na czym się tylko da. Momentem przełomowym ma być pojawienie się dwóch kobiet: ładnej wiolonczelistki - koleżanki z pracy i córki (będącej efektem użycia prezerwatywy w promocji).
Żarty
Niestety poziom poczucia humoru jest od początku, czyli dzieciństwa Françoisa, bardzo niewyszukany. Nie pomaga to poczuciu sympatii do bohatera, a tego jednak wymaga koncepcja komediowa. Trudno się śmiać kogoś kto irytuje. A niestety pomysły Françoisa bardziej irytują, albo są wręcz obrzydliwe typu jedna z pierwszy scen mycia zębów. Tak naprawdę to w całym filmie nie ma jednego w pełni śmiesznego pomysłu. Twórcy powinni się uczyć od takich klasyków francuskiej komedii, jak chociażby Pechowiec z 1981 roku. Bo gdyby było naprawdę śmiesznie to film mógłby być dobrą satyrą na wiele osób z naszego otoczenia np. takich którzy jeżdżą po całym mieście żeby kupić jogurt w promocji, już nie licząc ile ich sam koszt dojazdu, czy strata czasu kosztuje.
W dramat
Nie mając pomysłów komediowych twórcy robią w pewnym momencie woltę przemieniając komedię w dramat, który ma odmienić głównego bohatera. Mało to niestety wiarygodne, a przede wszystkim nie bardzo wiadomo dlaczego prowadzona była cała "gra". Zresztą widz wciąż nie lubi François, więc co go obchodzi, czy bohater się zmieni, czy nie.
Aktorstwo
Pogrąża ten film również niespecjalna główna rola. Dany Boon jest zwyczajnie przeciętny i nie ma za grosz uroku mogącego uwieść widza. Szczególnie, że dopiero co go pamiętamy w równie przeciętnej roli hipochondryka ("Przychodzi facet do lekarza").
Wiolonczelistka grana przez Laurence Arne jest ładna i nic poza tym pewnie dlatego, że jej rola jest już tak naiwna, że nikt w to nie może uwierzyć.
Córka grana przez Noemi Schmidt, w zasadzie postać scenariuszowo kluczowa, jest za to zupełnie nijaka.
Bankier
Najlepszym pomysłem i zarazem kreacją aktorską jest osobisty bankier François pełniący rolę bardziej psychoterapeuty. Usłużny i empatyczny zrywa z obiegową opinią o tym fachu. Scena na której François leży na zbyt krótkiej kozetce w pokoju bankiera uzewnętrzniając swoje problemy ma swój urok i jest lepsza niż wszystkie inne gagi w tym filmie razem wzięte.
Konsumpcjonizm
Pewien pomysł na ten film Ola Mielniczek z portalu "Szczere Recenzje", może nie najlepszy akurat w tym konkretnym przypadku, ale coś w tym jest:
"Spróbujcie obejrzeć ten film tak, jakby była to pochwała skąpstwa, a nie wyśmiewanie przesadnej oszczędności. Spójrzcie na życie tak jak poczciwy Gautier, który nie znosi trwonienia pieniędzy i marnowania cennych zasobów. W rozmowie z córką nawet udaje eko-świra, a potem filantropa, zbierającego pieniądze na sierociniec, ale ja nie rozumiem zupełnie śmiechu rozlegającego się wtedy na kinowej sali, bo oba style życie uważam za naprawdę zacne. Od dawna jestem zszokowana tym, jak konsumpcjonizm nas pożera, a okres świąteczny, całe to kupowanie prezentów, tylko umacnia mnie w przekonaniu, że zamieniamy się w chodzące karty kredytowe, ślepo podążające za tym, do czego przekonują nas reklamy. Dlatego też seans Dusigrosza wydawał mi się wprost terapeutyczny. Wiadomo, bohater przesadzał, ale w moim odczuciu tylko odrobinę. Będąc w kinie warto się zastanowić, czy to przypadkiem nie my wszyscy potrzebujemy terapii odwykowej od ciągłego, bezmyślnego kupowania."
W ubiegłym roku film "Cały ten cukier" zmienił diametralnie moje postrzeganie sposobu odżywiania się. Dusigrosz tego nie uczyni, ale cały tekst Oli bardzo ciekawy w kontekście jej codziennego życia. A przy okazji dowodzi, że warto czytać recenzje filmowe :)
Zwiastun: