"Paterson" - tydzień z życia kierowcy autobusu (ocena 4/10)

Jeden z najsłabszych, o ile nie najsłabszy film Jima Jarmuscha.
Niestety przekombinowana fabuła "Paterson" jest zbyt pretensjonalna i zwyczajnie nudna.
Tydzień
Główny bohater mieszka w domu na uboczu. Ma ładną żonę siedzącą całymi dniami w domu, malującą i piekącą babeczki oraz buldoga Marvina. Pracuje jako kierowca autobusu. Wstaje rano, żona opowie mu sen i idzie do pracy, gdzie kierownik zmiany ponarzeka na ciężki swój los. Codzienne kursuje swoim autobusem - oczywiście do Paterson (sam też się nazywa Paterson). Jest dość specyficzną osobą: nie ma smartfona chociażby. Po pracy wraca do domu, poprawia naruszoną skrzynkę na listy, pogada z żoną, idzie z psem na spacer, w trakcie którego zatrzymuje się w pubie. Też dość specyficznym, bo bez telewizora, z ekscentrycznym właścicielem i ze stałymi, dziwacznymi bywalcami. I tak od poniedziałku do piątku.
Paterson ma swoją pasję - poezję. Pisze jakieś "od czapy" rzeczy o zapałkach. Ma swój notatnik, z zawartością którego nie dzieli się z nikim.
Rutyna
Jarmusch zwyczajnie przekombinował w tym filmie. Rozumiem, że chciał pokazać powtarzalność i sztampowość ludzkiej egzystencji w konfrontacji z pięknem (?) poezji. Ale ukazując te powtarzalne czynności, zamiast zbudować klimat filmu zwyczajnie zanudził widza.
Recenzje
Film bardzo spodobał się krytykom:
wspaniała, przemyślana struktura i powtarzające się motywy trzymają formę filmu w ryzach
wspaniała afirmacja życia, reżyserska modlitwa o pogodę ducha - krzepiąca i mądra, wzniosła, a zarazem prosta
reżyser, snując swoją opowieść, potrafi pokazać piękno najzwyklejszych codziennych czynności
wielokrotnie wywołujący uśmiech na twarzy, puszczający do nas oko, uwodzący i czarujący
obraz nadziei w beznadziei, poszukiwania własnego miejsca w świecie