"Pasażerowie" - 90 lat do celu (ocena 8/10)
Melodramat science-fiction. Gatunek w kinie jeszcze nie testowany.
Film oparty na bardzo ciekawym pomyśle. Ale wymagający dużej dbałości filmowej, zarówno scenariuszowej, jak i realizacyjnej.
Udaje się dzięki kilku ciekawym zwrotom akcji, aktorstwu oraz znakomitej muzyce.
Bez zwiastuna
Ziemia jest przeludniona, za droga. Mieszkańcom oferuje się możliwość przeprowadzki na inną planetę. Podróż trwa ... 120 lat. Ale hibernacja rozwiązuje problem. Zresztą kapsuły hibernacyjne są niezawodne, więc ryzyka nie ma.
W taką podróż wyrusza 5.000 pasażerów i 250 członków załogi.
I tyle wystarczy wiedzieć o fabule tego filmu, bo niestety po raz kolejny (po "Sprzymierzonych") zwiastun psuje zabawę.
Zwroty akcji
Pomysł na fabułę jest świetny, ale trudny filmowo. Żeby utrzymać napięcie niezbędne są zwroty akcji. I takie są, tylko że znaczną część z nich psuje zarówno zwiastun, jak i plakaty, a nawet lista aktorów. Ale i tak zostałem kilka razy zaskoczony, i do końca śledziłem fabułę z zainteresowaniem.
Automatyka
Ciekawym aspektem filmu jest styczność z wszechobecną techniką. Te wszystkie automatyczne sekretarki, złośliwe automaty do jedzenia. Nawet barman (niby robot, ale grany wprost rewelacyjnie przez Michaela Sheena). Niby mają być użyteczne, a najczęściej irytują swoim brakiem czynnika ludzkiego. Jak jeszcze mamy normalny świat to spoko, ale co zrobić jak jesteśmy na robotykę zdani. A tak bywa coraz częściej nawet w codziennym życiu.
Muzyka
Nawet jak twórcy nie wiedzą, a przez kilka minut tak jest, co zrobić z fabułą to mają się czym ratować. Muzyka w "Pasażerach" to prawdziwy majstersztyk. Tworzy atmosferę i podtrzymuje napięcie. Nie jest nachalna, ale jednak bez niej film byłby zdecydowanie słabszy.
Aktorstwo
Motyw filmowy "aktor sam na ekranie" jest powszechnie znany i udaje się tylko gdy dobór jest odpowiedni, a i sam aktor daje rady. Chris Pratt jest znakomity. Jennifer Lawrence ma trochę inne zadanie, ale za to dodaje urody. Do tego dochodzi jeszcze Michael Sheen oraz ktoś jeszcze, ale to już za dużo zdradzania.
Efekty Specjalne
Nie są to Gwiezdne Wojny, i dobrze. Bardziej motywy rodem z "Grawitacji", czy też "Marsjanina". Twórcy efektów mają problem żeby się wykazać, bo film ma być kameralny, a momentami wręcz klaustrofobiczny. Ale jak tylko mają okazją (początek, finał) to idą na całość. Może nawet trochę do przesady (scena: grawitacja przestaje działać). Ale w tym właśnie urok efektów specjalnych, gdy są pomysłowe, a nie kolejny odgrzewany kotlet jak w Łotrze 1.
Narzekania
Nie wszystkim się ten film podoba, najostrzej obszedł się z nim Quentin
dobrze że już nie ma grup dyskusyjnych, bo bym się z nim pewnie z miesiąc kłócił. Kinomaniakowi też się nie podobał:
Pozostałe opinie są również stonowane. Ale zgodnie z zasadą: "zawodowi recenzenci się nie znają" uważam, że to znakomity film. Oczywiście nie było łatwo i często w powyższej pisaninie sugerowałem, że coś ratuje ten film. Ale tak jest. Tak wiele elementów go ratuje (aktorstwo, muzyka, efekty, zwroty akcji, pomysł), że staje się po prostu znakomitym, przystępnym i nowatorskim dziełem. I nawet jeżeli jest porównywany do innych dzieł kina SF to niech ktoś szczerze powie, czy próbowano wcześniej zrobić romans w przestrzeni międzyplanetarnej? Niektórzy nawet rzucają hasła: Titanic.
Spoiler
Wniosek z filmu dla pań: nie obrażaj się na faceta nawet jak zrobi coś piramidalnie głupiego, bo i tak wcześniej czy później będzie ci go żal.