"Lament" - Japończyk w Korei (ocena 6/10)

Koreański thriller kryminalny z elementami horroru.
Ewenement na polskim rynku kinowym. Film ma bardzo specyficzny klimat, ale jest zdecydowanie za długi.
Jako całość jednak się broni, a wybrane pojedyncze sceny są wręcz wysmakowane. Nazwisko reżysera Hong-jin Na warto zapamiętać, bo może jeszcze nie raz zaskoczyć.
Kryminał
Zaczyna się od morderstwa: kobieta zostaje pchnięta 20 razy, a potem spirala przemocy się nakręca. Jakieś zło zagościło w okolicy. Brutalne mordy i coś na kształt opętania stają na porządku dziennym. Podejrzenie zostanie skierowane na Japończyka, który przybył do miasteczka i zachowuje się co najmniej dziwnie.
O jeden zwrot za daleko
W drugiej połowie filmu twórcy chyba jednak trochę przesadzili, namnożyli rozwiązań, a potem próbują wszystko złożyć do kupy. W efekcie klimat powoli siada, a fabułą bawią się chyba tylko reżyser z aktorami.
Realizacja
Trudno napisać, że zdjęcia są ładne, bo tak naprawdę cześć z nich jest wręcz makabryczna. Ale film jest zrealizowany bardzo profesjonalnie i jak na kino azjatyckie ma odpowiednie tempo. W efekcie, gdyby nie ten przydługi czas (można spokojnie skrócić fabułę do standardowych, jak na taki temat 90 minut), można napisać że Lament wciąga i intryguje. Fabuła może intrygować, a nawet skłaniać do różnorakich interpretacji. Są fragmenty, które zdecydowanie przykuwają uwagę.
Zresztą warstwa wizualna jest tutaj bardziej dopracowana od samej fabuły, którą można by: i skrócić, i uprościć, i podać widzowi w bardziej przystępnej formie. Ale może jest to zabieg celowy. Często pojawia się pytanie, czy ważniejsze jest o czym film opowiada, czy jak opowiada. Ja zawsze uważam, że oba elementy powinny być ważne. Ale może pod przykrywką tej krwawej opowieści koreański reżyser chce przemycić wysmakowaną formę, a fabułą się zwyczajnie bawi żeby mylić tropy i pozostawić niepewność. Niech sobie widzowie rozkminiają kto zabił i co było rzeczywistością, a co jedynie jakąś marą. A w pamięci mają pozostać głównie wysmakowane kadry i specyficzne dialogi.
Tłumaczenie
Film wchodzi do dystrybucji w bardzo ograniczonym zakresie. W Warszawie były tylko dwa seanse w weekend, ale wzbudziły przyzwoite zainteresowanie, bo kilkanaście osób w kinie Elektronik na Żoliborzu - to wynik solidny. Ścieżka dialogowa jest wyświetlana bardzo dużą czcionką, co jeszcze dodatkowo podkreśla inność tego filmu. W dodatku tłumaczenie jest bardzo dosłowne, szczególnie w zakresie wulgaryzmów, których nagromadziło się tyle, co podczas meczu ligowego Jagielloni z Lechem Poznań.
Recenzje
Film został zauważony i doceniony przez krytyków. Kino azjatyckie ma swoich zwolenników. A tutaj dodatkowo dochodzi forma thrillerowo-horrorowata. Recenzje są więc bardzo przychylne i nawet można Lament włączyć do dzieł kultowych w zakresie kinematografii azjatyckiej. Żeby nie być gołosłownym:
świetne kino z mistrzowsko budowanym napięciem się po tej płynnej granicy thrillera i horroru, a mimo to nie będące ani jednym, ani drugim - Quentin
mamy do czynienia z opowieścią przez wielkie "o": pełną starannie przeprowadzonych zwrotów akcji, niby kameralną, ale na swój sposób epicką - Interia
gatunkowa hybryda: quasi-kryminalna intryga coraz głębiej zanurza się w metafizykę, a mroczną atmosferę rozświetlają nieoczekiwane przebłyski humoru - Mossakowski
uderza we właściwe struny, do samego końca pozostając łamigłówką wartą naszej uwagi - Krzysztof Walecki
reżyser gładko przeprowadza nas przez mielizny wątpliwości, pozwala zgubić się w labiryncie wschodnio-zachodnich tropów, w niepewności, co właściwie rozgrywa się na naszych oczach - by brawurowo spiąć wszystko w zapierającym dech finale - Filmweb
zapomniałem na ponad dwie godziny o codziennej gonitwie, poddałem klimatowi opowieści i pozwoliłem reżyserowi oprowadzić mnie po świecie azjatyckich wierzeń oraz przepięknym miejscu, w którym lepiej nie zadzierać z lokalnymi duchami i demonami - Krzysztof Bogumilski
mimo, że obraz jest minimalnie za długi, należy oddać twórcom to, że ich historia jest bardzo sprawnie poprowadzona, potrafi wywołać ciarki na plecach, daje możliwość się pośmiać, a ciągła zgadywanka kto jest dobry, a kto zły, sprawia, że film stale trzyma w napięciu - Michał Kaczoń
maskarada gatunkowa, taki danse macabre, ale idealnie rozgrywający groteskę, oraz tworzący malownicze konstrukcje, pełne katastrofizmu i niedoskonałości ludzkiej, przerysowanej jak u Boscha - Bernadetta Trusiewicz
Zwiastun: