„Sprzymierzeni” – nie oglądaj zwiastuna (ocena 7/10)
Największą zaletą tego filmu są zwroty akcji.
Dlatego dobry zwyczaj nie oglądania, ani czytania czegokolwiek przed seansem, akurat w przypadku tego filmu w pełni wypalił. Po prostu siedziałem jak na szpilkach i ciągle Robert Zemeckis mnie zaskakiwał.
Jak obejrzałem zwiastun, ale nawet recenzję Kinomaniaka, to się łapałem za głowę, że można było tyle filmu ujawnić.
Więc rada moja: idźcie na ten film koniecznie, ale poczytajcie o nim po seansie.
Styl
Zemeckis postawił na staromodny sposób kręcenia filmu. Mało jest efektów specjalnych. Dużo za to dialogów, scen pozornie nie potrzebnych. Trochę to zamula fabułę, ale w ostateczności buduje klimat. Daje to też możliwość do wykazania się aktorom: w mojej ocenie to najlepszy aktorski popis zarówno Brada Pitta, jak i Marion Cotillard (scena z rozpinanym guzikiem - mistrzostwo świata). Jeszcze większe uznanie należy się twórcom scenografii i kostiumów. Ekran wypełnia świat z okresu II Wojny Światowej, a pierwsze pół godziny to prawie kopia "Casablanki", czyli filmu z 1942 roku.
Smaczki
Nawiązania do "Casablanki" to jedno (jest ich bardzo wiele i wszyscy fani tego filmu - tacy jak ja - powinni być zachwyceni). Drugi poziom to nawiązania do Pitta i jego Bękartów Wojny. Widać, że Zemeckis bawi się tutaj z widzem. Nakręcił film staromodny, który jednak bardzo dobrze się ogląda i pozostawia po sobie dobre wrażenie.
Zwiastuna i recenzji nie będzie z uwagi na zeSPOILERowanie.