"Belgica" - bar-barzyńca (ocena 4/10)
Belgijski dramat.
Za długi, za nudny, słabo zrealizowany.
Bar
Tytułowa Belgica to bar, a w zasadzie speluna z zapychającym się kiblem. Prowadzą go dwaj bracia: samotny, jednooki, i starszy z rodziną na utrzymaniu. Mają ambicję rozkręcić biznes i początkowo im się to udaje: Belgica zaczyna być miejscem modnym, a kible udało się naprawić. Ale jak to w takim biznesie - przychodzą problemy. Takie bardziej życiowe nie omijają również braci: a to niechciana ciąża, a to mająca pretensje żona.
Kiepski i za długi
Przede wszystkim realizacja tego filmu jest potwornie chałupnicza. Ogląda się go jak za karę, w dodatku uraczono nas 127 minutami. Bohaterowie są mało ciekawi, a aktorzy nie potrafią nic wielkiego z nich wykrzesać. Już lepiej wyglądają postacie drugoplanowe. Owszem, muzyka trochę ratuje ten film, ale tylko trochę.
Dekadencja
Imprezy w klubie momentami przeradzają się w mocne melanże: narkotyki, rozpusta, alkohol. Ale jeśli nawet pracownicy mają swobodny dostęp do używek. Takie miejsca mają rację bytu przez krótki czas, i najczęściej właściciele ich źle kończą. Co jest pewnym przesłaniem, może niezamierzonym tego filmu.
Osobiście jak już, to wolę iść na taką dekadencką imprezę, niż oglądać ją w kinie. Dlatego belgijski film jest w zasadzie dziełem zupełnie zbytecznym.