"Nazywam się cukinia" - wygrana na 32. WFF (ocena 7/10)
Szwajcarski kandydat do Oscara.
Animacja poklatkowa.
Dość niespodziewany, ale w pełni zasłużony zwycięzca prestiżowego plebiscytu publiczności warszawskiego festiwalu.
To powinno również sprawić, że "Cukinia" pojawi się na polskich ekranach w normalnej dystrybucji kinowej.
Fabuła
Mały chłopiec Ikar (woli jednak określenie Cukinia) mieszka z matką, która najwyraźniej ma problem z nadmiernym spożyciem piwa (a któż nie ma spyta dorosła część publiczności ...). Nieszczęśliwy wypadek powoduje, że traci matkę, dom i, co prawda mało szczęśliwe, dzieciństwo. Trafia do domu, gdzie początkowo nie lubiany (przezywany jako kartofel) odnajduje nowych przyjaciół, a nawet miłość i dom rodzinny.
Po bandzie
Film nie oszczędza szczegółów trudnego dzieciństwa: alkoholizm, śmierć, samobójstwa, morderstwa, narkotyki - wszystko to już jest znane dzieciom. Nawet stosunek seksualny jest tematem dość jednoznacznej rozmowy. To powoduje, że "Cukinia" zupełnie nie nadaje się dla dzieci. I rodzice nie powinny na ten film przyprowadzać swoich pociech, ale sami jak najbardziej mogą ta dziecinna historią zostać oczarowani.
Przesłanie
Mimo tak wielu negatywnych aspektów, finalnie "cukinia" ma jednak przesłanie optymistyczne. Przede wszystkim jest filmem o przyjaźni, jaka zawiązuje się wśród ekscentrycznych i doświadczonych życiowo dzieciaków. A końcówka jeszcze dolewa miodu w serca widzów.
Realizacja
Film jest perfekcyjnie, przy wykorzystaniu idealnie pasującej do tematyki animacji poklatkowej, zrealizowany. Rewelacyjne są również dialogi, wiernie oddające naturę dzieci, ale także ich traumatyczne przeżycia.
Życzymy Oscara i czekamy na wprowadzenie do polskich kin.