"Miles Davis i ja" - narracja woła o pomstę do nieba (ocena 4/10)
Film jest projektem Dona Cheadle'a, który był reżyserem, współscenarzystą, i odtwórcą tytułowej roli.
Nie spisał się praktycznie w żadnym z tych zadań. No może aktorsko jeszcze przyzwoicie.
Przez co powstało dzieło niegodne tak znamienitego muzyka jak Miles Davis.
No cóż - często aktor w reżyserii nie radzi sobie specjalnie dobrze. Cheadle'a radzi sobie tak źle, i to z tak dobrym tematem jak opowieść o takim muzyku, że lepiej byłoby gdyby dał sobie spokój z kręceniem filmów. Fabuła
Film opowiada o okresie, gdy Miles Davis jest już w pełni chwały, ale porzucił swoją aktywność zawodową. Przyjeżdża do niego dziennikarz namówić go na powrót, ... i na dzień dobry dostaje "strzała". Tak się zawiązuje ich przyjaźń. W dalszej części filmu wspólnie jeżdżą, imprezują, ćpają, rozrabiają - takich ciekawostek dowiadujemy się dzięki tej beznadziejnej fabule o życiu legendarnego jazzmana.
Narracja
To najgorszy element tego filmu. wydarzenia są ułożone niechlujnie, chaotycznie, tak naprawdę nie wiadomo po co bohaterowie gdzieś biegną. Zresztą nie wiadomo w ogóle jaki jest ich cel.
Realizacja
Za to film jest całkiem dobrze zrealizowany: przede wszystkim zmontowany. Nie radzą sobie jedynie z dłuższymi scenami bijatyk, ale to szczegół. Zdjęcia są dopracowane, a muzyka to samograj, bo zapewnia ją repertuar Davisa. Tym bardziej szkoda, że wydarzenia przedstawione w całkiem przyzwoity sposób są tak schrzanione.
Potencjał
Szansę jaką miała Chadlea pokazuje znakomita ostatnia scena, muzyczna, pełna pomysłów realizacyjnych, wbijająca w fotel, tyle że przechodząca w napisy końcowe. Bo całą resztę filmu lepiej pominąć milczeniem.