"Czerwony kapitan" - nie wszystko w życiu się udaje (ocena 4/10)
Czechosłowacja. 1992 roku. Upalne lato.
W kraju narastają tendencje separatystyczne. Czechosłowacja już długo nie przetrwa.
W Jugosławii czystki etniczne.
Organy dochodzenia muszą jednak normalnie funkcjonować, bo zabójstwa nie odeszły razem z komunizmem. Jednym z młodych dochodzeniowców w wydziale zabójstw jest Richard Krauz.
W tej czesko-polsko-słowackiej koprodukcji zaangażowano do tej roli Macieja Stuhra. Co było błędem pierwszym, ale nie ostatnim, a nawet nie największym.
Fabuła
Na cmentarzu przypadkowo (?) podczas przenoszenia trumny wypadają zmasakrowane zwłoki mężczyzny. Sekcja zwłok nie pozostawia wątpliwości że był on torturowany: gwoźdź w głowie, połamane palce, szpile pod paznokciami. Ciało zostało pochowane w dniu śmierci. Komu śpieszyło się w zatuszowaniu zbrodni. Ambitnemu dochodzeniowcowi przychodzą do głowy dwie literki UB. A że zbrodnia morderstwa przedawnia się dopiero po 20 latach ambitnie dąży do prawdy. Nici prowadzą do Kościoła i specjalnych komórek służb odpowiedzialnych za walkę z tą instytucją (jakoś nie wierzę że akurat w Czechosłowacji była ona równie aktywna co w innych bardziej katolickich krajach bloku wschodniego).
Scenariusz
Od początku filmu bardzo trudno doszukać się motywacji w działaniach bohaterów. Chyba każde dziecko w Czechosłowacji wie jakich zbrodni dokonywano w komunie, więc dla takich obytych byłych milicjantów odkrycie nie powinno być większym szokiem. A już na pewno powinni przeczuwać co może czekać w przypadku zbytniej gorliwości. Tymczasem Krauz drąży sprawę nawet kosztem życia rodzinnego i kariery służbowej nagminnie łamiąc rady kolegów i procedury.
Im dalej w scenariusz tym jest niestety jeszcze gorzej. W pewnym momencie nawet się nie chce dalej śledzić wydarzenia ekranowe, bo są one już tak absurdalne i bezsensowne, że w żaden sposób nie można się z nimi utożsamiać.
No "Psy" Pasikowskiego to to nie są.
Książka
Scenariusz jest oparty na bardzo popularnej w Czechach książce Dominika Dána (czynny policjant i konsultant słowackiego ministerstwa spraw wewnętrznych). Przypuszczalnie książka nie jest taka zła, tam wiele wątków może się jakoś spina. Niestety ekranizacja jest fatalna. Takich przypadków było już wiele i wcale to nie jest proste przenieść kryminał na ekran kinowy.
Jak ktoś chce, to jest w sieci:
Postacie
Stuhr jest nijaki i nieprzekonywujący. Dużo lepiej wypada partnerujący mu kaszlący oficer z dużo dłuższym stażem grany przez Mariána Geišberga. Pojawiają się również kolejne postacie Ivana, Raninca, czy też tytułowego Kapitana. Jakoś nie przekonują, że są takimi potworami.
Realizacja
Tutaj film poniósł największą porażkę. Bo jeszcze można było nawet przy tak słabym scenariuszu zrobić solidne kino sensacyjne. Niestety większość scen jest przerysowanych i źle nakręconych. Co gorsza tak jest też z tymi kluczowymi, które powinny być dopieszczone. Przez to praktycznie żaden zwrot akcji w tym filmie nie jest wiarygodny. I nikomu się na sali kinowej nie chce dochodzić: kto, po co i z kim cały ten bałagan przygotowali.
Polską wersję dobija jeszcze dubbing, o czym nas uprzedzał uczciwie Ojciec Założyciel.
Klimat
Zaletą filmu jest dobrze oddany klimat Czechosłowacji lat 90-tych (teraz zresztą też niewiele się zmieniło). Te knajpy, ta szarość, specyfika ludzi. Dzięki temu przez co najmniej połowę jeszcze ten film ogląda się jako tako. Później klimat zastępuje brunatna sensacja i wszystko znika jak kamfora.
Film podobno w Czechach jest bardzo popularny. No cóż: każdy zasłużył na swój film o Ubekach.
Teksty
Jest także kilka dobrych tekstów szczególnie na początku filmu typu:
"Mam jednak żal do czerwonych, że oddali władzę takim amatorom"
"Zostaw te robaki, potrzebuję na ryby, na te karmione ludzkim ciałem najlepiej biorą".
Maciej Stuhr
W mojej ocenie zagrał słabo. Ale w Czechach jest prawie Bondem.
Wywiad z Kinomaniakiem (dał 6/10 chyba tylko ze względu na wywiad):
Recenzje
Były chyba duże oczekiwania co do filmu - pewnie głównie z uwagi na negatywny obraz Kościoła - ale efekt jest taki że większość krytyków musi podkulić ogony i napisać o porażce tego obrazu.
Wyborcza (nawet oni): "kompletnie niejasna, mglista fabuła, nie wywołująca wcale uczucia tajemniczości, a wskazująca zdecydowanie na reżyserską indolencję"
Cojestgrane - bardziej po linii: "Maciej Stuhr dubbingujący samego siebie będzie dla niektórych polskich widzów trudnym wyzwaniem"
wPolityce (tu bardziej zrozumiałe): "nieumiejętne naśladownictwo amerykańskich strzelanek i zmarnowany scenariusz"
Polityka: "niedoświadczony reżyser, wzorujący się na amerykańskim kinie klasy B, nie zapanował nad wielowątkową, skomplikowaną konstrukcją fabularną książki"
Interia: "drętwa ekspozycja, wymuszone żarty, nagromadzenie bohaterów, wyraźne skróty fabularne związane z koniecznością cięcia oryginalnych wątków"
naEkranie: " film marnuje cały potencjał, serwując kiepską i niepotrzebną rozrywkę"
Movies Room: "momentami po prostu trudno nie parsknąć śmiechem (nie mówiąc o wczuciu się w dramatyzm sytuacji), kiedy dialog prowadzony jest przez głosy Dumbledore'a i Maga z Ghotika"
Prawy.pl: "władze państwowe i samorządowe, powinny mieć zakaz finansowania sztuki współczesnej" (Czerwony Kapitan oczywiście miał dofinansowanie PISF i jeszcze Gminy Kraków)
Telemagazyn: "nie mógł się udać, gdyż poległ już na etapie scenariusza"
Dziennik Łódzki: "historia jest po prostu nieciekawie opowiedziana, nie trzyma w napięciu, gubi się w niepotrzebnie rozciągniętych sekwencjach - np. punkt kulminacyjny zamiast emocjonować, szybko zaczyna się dłużyć, w finale zaś znojem jest doczekać się, aż twórcy wreszcie wybiorą któreś z licznych zakończeń"