"Śmietanka towarzyska" - Woody Allen po raz 48 (ocena 6/10)
- Andrzej
- 13 sie 2016
- 3 minut(y) czytania

Co roku, jak Woody Allen z uporem maniaka wypuszcza do kin swój kolejny film, mam obawy że w końcu wyjdzie mu tragedia niwecząca cały dotychczasowy dorobek filmowy. A jednak, co prawda trafiają się dzieła lepsze i gorsze, ale zawsze trzymają poziom. "Śmietanka towarzyska" nie tylko wpisuje się w tą regułę, a nawet można ją zakwalifikować do jednego z lepszych filmów.
Co prawda Woody Allen nie miał tym razem na scenariusz wielkiego pomysłu. Ale trochę zgodnie z regułą, że widz lubi zmiany, przenosi akcję do Stanów Zjednoczonych (ostatnio mocno eksperymentował z Europą), i to do miejsc nierozerwalnie związanych z osobą reżysera - Hollywood i Nowego Jorku. Kolejnym rozwiązaniem jest przeniesienie akcji do lat 30-tych poprzedniego wieku, gdy kino zdobyło już wielką popularność, i nie ma praktycznie konkurencji (telewizja, telefony komórkowe).
Kolejnym sposobem żeby uratować miałki scenariusz jest wprowadzenie jako głównego bohatera osobnika bardzo przypominającego Woody Allena. W dodatku idealnie zagranego.
O czym jest ten film? Tak naprawdę to praktycznie o niczym specjalnym. O karierze, o miłości, o zdradzie, o rozwodach, o gangsterach, o ubogiej rodzinie, o celebrytach - jak widać trochę tematów się tutaj znalazło. A to wynika z tego, że Woody Allen jak mu się kończy w "Śmietance towarzyskiej" jakaś historia natychmiast wprowadza dwie nowe. Dzięki temu nie można się nudzić na tym filmie, aczkolwiek po wyjściu z kina może najść nachodzi refleksja, że tak za dużo treści to nie było. Ale w końcu kino jest po to żeby miło w nim spędzić czas. I genialny w sztuce reżyserskiej - Woody Allen, doskonale to rozumie.
Głównym bohaterem "Śmietanki towarzyskiej" jest Bobby, grany znakomicie przez Jesse Eisenberg. To właśnie on ma przypominać młodego Allena. I świetnie się z tej roli wywiązuje.
Bobby traci pracę i ma dość mieszkania z klepiącymi biedę rodzicami. To trochę tak jak chłopak z Radomia przyjeżdża do Warszawy. Bobby natomiast z Bronksu przyjeżdża do Hollywood.
Ma trochę ułatwioną sytuację, bo brat jego mamy jest znanym agentem filmowym w Hollywood. Początkowo wymiguje się od spotkania, ale ostatecznie - trochę na swoją zgubę - daje siostrzeńcowi pracę pomagiera. W roli "wujka" Steve Carell - kolejna trafna decyzja w obsadzie tego filmu.
Początkowo Bobby jest pogubiony - zaprasza prostytutkę, której tylko płaci (najgorsza, nic nie wnosząca scena w filmie). Ale jego życie zmienia spotkanie z asystentką Wujka. I to jest główny wątek filmu - jest ładnie poprowadzony, ale starcza tylko na pół filmu. Allen chyba o tym wie, bo jak kończy się już pomysł (tak po 50 minutach filmu) to urywa wątek. Temat ten ratuje również Kristen Steward - gra głównie urodą, ale to w zupełności wystarcza.
Jednak zakończenie wątku asystentki wujka nie powoduje, że uroda w "Towarzyskiej śmietance" przemija. Bo scenariusz wtłacza w ramiona Bobby kolejną piękność: Blake Lively. Można nawet narzekać, że jest jej tak mało na ekranie.
Jak ktoś myśli, że to koniec bohaterów - to jest w grubym błędzie. Co więcej do najlepszego wątku nawet nie doszliśmy. Otóż mamy jeszcze brata Bobbiego. takiego trochę mniej uczciwego. Nie wszyscy sobie zdają sprawę jak wiele ma za pazuchą. Do czasu. To mój ulubiony wątek w tym filmie. Ogólnie mam wrażenie, ze Woody Allen najlepiej opowiada historie kryminalne. Może o tym nie wie i czasami brakuje w jego filmach tych klimatów, co automatycznie obniża ich poziom.
W roli brata stonowany i nie wciskający się na ekran Corey Stoll. Jest tylko wtedy, jak jest potrzeba - dokładnie tak jak postać którą odgrywa.
To jeszcze nie koniec wątków, a uspokajam - film trwa tyle ile powinien - 90 minut.
Jest jeszcze bardzo ciekawy wątek rodziców Bobb'ego, a także jej siostry i szwagra komunisty.
Jest jeszcze urocza Parker Posey i przystojny Paul Schneider.
Niezwykła zaletą filmu jest subtelne ukazanie klimatu lat 30-tych ubiegłego wieku: scenografia, kostiumy, a przede wszystkim muzyka są tutaj idealnie dopasowane.
Naprawdę przyjemnie ogląda się ten film, aczkolwiek przy takim dorobku zapewne za kilka lat będzie zapomnianym dziełem Woody Allena.
Kinomaniak Pietras 7/10:
Recenzja z Nowych Horyzontów PłaskiKubek:
Sfilmowani są zachwyceni 4/6:
Falcon 7 z minusem:
Lekko zmieszani: