"Ojciec" - śmierć i narodziny (ocena 6/10)
Człowiek umiera, człowiek się rodzi. Tracisz ojca, zostajesz ojcem. Jechać na pogrzeb, czy zostać przy rodzącej żonie.
Film „Ojciec” ma fatalne recenzje: TUTAJ TUTAJ TUTAJ W kinach utrzymał się wszystkiego dwa tygodnie i tylko cudem mi nie umknął mimo wyjazdu na wakacje do Francji. Ale udało się go dopaść, i wbrew krytykom oglądało się bardzo dobrze.
Przede wszystkim tematyka jest bardzo głęboka i skłania do wielu refleksji, a także do licznych interpretacji. Film mimo wolnego tempa ma kilka elementów zaskakujących. Jest wielopłaszczyznowy, bardzo zagadkowe są tutaj postacie drugoplanowe (alfons, dziewczyna, sąsiad, lesbijka).
Może akurat główny wątek jest odrobinę słabszy, ale też ma mocniejsze fragmenty.
Dodatkowo film jest bardzo pieczołowicie zrealizowany. Szczególnie realizacja dźwięku zrobiła wrażenie (np. moty z mocną muzyką w samochodzie). I jeszcze jedna zaleta – zaledwie 71 minut. Krytycy nie lubią takich krótkich obrazów, ale dla mnie to jest zaleta. Pewnie inny reżyser przeciągał by w nieskończoność sceny i wtedy „fachowcy: by się jarali.
Artur Urbański – reżyser i pierwszoplanowy aktor – opowiada własną historię. Sam doświadczył podobnego doświadczenia. Widać to w filmie, ale – jak to często bywa – nie przeszkadza to w efekcie końcowym. To dobry i warty obejrzenia film, niestety pewnie tak szybko jak znika z dystrybucji, tak szybko zostanie zapomniany.