"Zanim się obudzę" - motyle (ocena 6/10)
- Ogień
- 30 maj 2016
- 2 minut(y) czytania

Nareszcie jakiś przyzwoity, i nie głupi horror.
Fabuła jest stosunkowo klasyczna: młode małżeństwo po utracie dziecka (szybko się wyjaśni w jakich okolicznościach) adoptuje chłopca, który w poprzednich rodzinach nie zagrzał długo miejsca. Na pierwszy rzut oka mały wygląda na grzecznego i bezproblemowego dzieciaka, ale nie byłoby w końcu tego filmu, gdyby nie okazało się że coś jest nie tak. A zaczyna się niewinnie do pięknych motyli …
Jak się domyślacie dalszego ciągu scenariusza, bez czytania opisów tego filmu, to zapewne w dużej mierze odgadniecie fabułę, bo szczególnie odkrywcza i nowatorska ona nie jest. Ale mimo ograniczeń scenariuszowych twórcy naprawdę starają się żeby ich film odróżniał się od całego szmelcu kręconych horrorów.
Przede wszystkim bardzo przyłożyli się do realizacji. Zdjęcia są staranne (motyle są uroczo kolorowe), montaż dopracowany, historia przyzwoicie opowiedziana w odpowiednim tempie, a sposoby straszenia wysublimowane. Strzałem w dziesiątkę był angaż do roli chłopca Jacoba Tremblay’a – doskonale znanego z oscarowego „Pokoju” (co ciekawe ten film powstał przed oscarową produkcją). Trzeba przyznać, że znakomicie radzi sobie z rolą (w mojej ocenie nawet lepiej niż w tym „Pokoju”): jego mina jest momentami uroczo dziecinna, a momentami przerażająca, szczególnie że (jednak) przez większość filmu udaje się trzymać widza w napięciu, co tak naprawdę w postaci przez niego odgrywanej - drzemie.
Oczywiście nie do zbicia są argumenty, że „Zanim się obudzę” nie dorasta do pięt najlepszym przedstawicielom gatunku, do którego aspiruje, typu: „Szósty zmysł”, „Inni” itp. Ale mimo wszystko jest to film, który ogląda się dobrze, i wizyta w kinie nie jest do końca stracona (tak jak na większości wprowadzanych masowo do repertuaru).
Mike Flanagan ma duże ambicje i coś mam przeczucie że nakręci naprawdę dobry horror (thriller). Postępy widać bo „Zanim się obudzę” już jest dużo lepszy od „Oculusa”.