"Błogosławiona wina" - Matka Boża Kodeńska
„Błogosławiona wina” była już pokazywana w niektórych kinach (w warszawskiej Lunie), ale teraz weszła – podobno – do oficjalnej dystrybucji. Oczywiście nie zmienia to faktu, że i tak dobrze trzeba się naszukać tego w repertuarze. Ale ze względu na rosnącą popularność „kina religijnego” z pewnością znajdzie swoich zwolenników.
To dość nietypowy film mający formę bliską dokumentowi. Oczywiście akcja dzieje się kilkaset lat temu więc mamy tego świadomość, ale twórcy próbują bardzo wiernie przedstawić te historyczne wydarzenia. Inicjatorem całego zamieszania jest Mikołaj Sapieha. Bardzo chory, bliski śmierci doznaje cudownego ozdrowienia. Zawdzięcza to obrazowi Matki Boskiej. Jest tak przejęty tym zdarzeniem że postanawia obraz … ukraść (!?!) z samego środka Watykanu. Podobno nikt tak w historii Włoch nie zjednoczył zwaśnionych rodzin rzymskich, którzy urządzają pościg. Ale jak wiemy ze stanu bieżącego Sapieha tak zwodzi w trakcie ucieczki, że udaje mu się dopiąć celu. Stąd mamy obraz Matki Bożej Kodeńskiej. Oczywiście mocno się dostaje naszemu złodziejaszkowi i nie może przekroczyć progu kościoła, ale jednak dziś pewnie wielu wiernych jest mu za ten czyn wdzięczna.
Pod względem filmowym jest niestety słabo. „Błogosławiona wina” cierpki na niedostatkach budżetu i jak ktoś ocenia jedynie jakość sztuki filmowej to będzie załamany.
Ale sama historia jest na tyle ciekawa i momentami wręcz ekscytująca że przykrywa niedostatki sztuki filmowej. „Błogosławiona wina” ma jeszcze jedną zaletę – to film krótki, poniżej 1 godziny. Reżyser nie przejmuje się że nie ma materiału na pełny okres i kończy, jak faktycznie kończy mu się historia. Wielu innych mogłoby wziąć z niego przykład.