"Z daleka" - wenezuelska rewelacja festiwalu w Wenecji
Jak długo sięgam pamięcią, to nie kojarzę przedstawiciela kina wenezuelskiego w polskim repertuarze kinowym. Ale jak film jest o homoseksualnym związku, to i nagrodę w Wenecji dostanie, i w polskich kinach go puszczą. Nic to że film jest przeraźliwie nudny, koszmarnie zrealizowany, a na seansie ze mną była wszystkiego jedna osoba.
Głównym bohaterem filmu jest będący w wieku średnim (50-latek) technik dentystyczny (przy okazji sceny ukazujące technikę jego pracy są mało sympatyczne), wydający swoje nie małe dochody na małoletnich chłopców i brandzlowanie się oglądaniem ich ciała. Wszystko zmienia jednak kontakt z nastoletnim złodziejaszkiem, który dość brutalnie reaguje na rozkazy „opiekuna”. Ale dotkliwe pobicie nie kończy relacji pomiędzy nimi, a wręcz przeciwnie. Narasta wzajemna fascynacja, a młody chłopak jest tak bardzo zauroczony, że nie tylko zmienia skłonności seksualne, ale jest gotowy dla starszego przyjaciela zrobić wszystko.
Oglądanie tego filmu to droga przez mękę. Jest to typowy film z „gatunku ambitnych”, czyli długie sceny, ubogość dialogów, trudne do odgadnięcia motywacje bohaterów, niejednoznaczna fabuła. Jak ktoś lubi to OK, ale jest jeszcze jeden szkopuł. Film jest koszmarnie źle zrealizowany – domyślam się zresztą że specjalnie. Zdjęcia są szare, nie ostre, ujęcia statyczne, a sceny łóżkowe najłagodniej mówiąc niesmaczne.
Widać jak się chce obejrzeć laureata Złotych Lwów w Wenecji trzeba takie niedogodności znosić, a że znajdą się KRYTYCY zachwyceni tym minimalizmem – nie trudno zgadnąć. Zagadką, przynajmniej dla mnie, jest również tytuł, bo nie wiem co tutaj jest „z daleka”. Może chodzi o to żeby trzymać się z daleka kina? Trochę wyjaśnione jest na końcu tej RECENZJI, ale jakoś niespecjalnie mnie to przekonuje