"Szefowa" - znowu Chicago
Bohaterka filmu „Szefowa” miała trudne dzieciństwo. Wychowywana wśród sióstr zakonnych, trzykrotnie adoptowana, była z pięcioletnią regularnością „zwracana” z powrotem. Trudny charakter zaowocował jednak wielkim sukcesem biznesowym. Co prawda film stawia nas przed faktem dokonanym – widzimy wielką milionerką na wykładzie w hali - ale można wydumać, że traumatyczne dzieciństwo i twarde maniery przyczyniły się do sukcesu zawodowego. W każdym razie Michelle grana przez Melissie McCarthy, po 5 minutach filmu jest milionerką, właścicielką trzech firm, pewną i apodyktyczną bizneswoman z dość spora nadwagą.
Jak to bywa, przy takiej bezkompromisowej karierze narobiła sobie wrogów. Jeden z nich – karłowaty Peter Dinklage – wrabia ją w aferę – też niestety dokładniej nie wyjaśnioną (a szkoda). Efektem jest więzienie, utrata majątku, czyli klasyczny upadek ze szczytu na bruk. No i Michelle jest zmuszona przypomnieć sobie o rodzinie i szukać pomocy. Bo jak do tej pory to brak kontaktów towarzyskich, przyjaciół i rodziny stanowiły atut w bezkompromisowym niszczeniu konkurentów na drodze kariery. Cała ta fabuła jest szyta grubymi nićmi i zwyczajnie nieciekawa. Już lepiej mogłyby wypaść wątki w filmie pominięte (oszałamiająca kariera wychowanki domu dziecka, intryga pozbawiająca ją władzy). Ale za pewne i tak by to nic nie zmieniło. Twórcy tej szmiry nie mają bowiem żadnego pomysłu, ani jak zainteresować, ani jak rozbawić widza.
To kolejny film, którego akcja dzieje się w Chicago. I jest to dzieło słabsze (trudno to sobie wyobrazić) od całego sezonu Chicago Bulls. Naprawdę ciężko wytrzymać w kinie.
Minimalnie poziom filmu podnosi asystentka Szefowej grana przez Kristen Bell, a szczególnie jej rezolutna córeczka. Ale z drugiej strony częstowanie dziewczynki kawa z Burbonem jest takim mocno słabym żartem.
Końcówka tego filmu to już jazda po bandzie. Najwyraźniej reżyser (prywatnie mąż McCarthy) postanowił zaskoczyć widza i wkroczyć w kino wręcz sensacyjnie. Okazuje się jednak, że nie tylko w komediach mu kiepsko idzie. Tutaj więcej o fabule i trochę cieplejszych słów jakby ktoś się uparł i jednak udał do kina: