"Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów" - film dla frajerów
Wysyp filmów na podstawie komiksowych bohaterów zaczyna być już irytujący. Dopiero co próbowano zwaśnić Batmana z Supermenem, a teraz wzięto na warsztat ewentualny konflikt w gronie Avengers. Problem jest dokładnie ten sam, co we wspomnianym przypadku. Superbohaterowie nie bardzo mają powodu żeby się naparzać między sobą.
Nie jest to mój ulubiony gatunek, ale jak jest spełniony pozytywnie przynajmniej jeden warunek z wymienionych niżej, to jestem usatysfakcjonowany:
1) Scenariusz
2) Bohaterowie
3) Efekty specjalne
Ad 1). Szczerze to odpuściłem sobie ten scenariusz po 20 minutach. Jest taki nielogiczny i mętny, że postanowiłem sobie o nim przeczytać po filmie. No i miałem rację, bo jest faktycznie koszmarny. Zresztą czego się można było spodziewać po tym trailerze.
Ad 2). Bohaterów jest za dużo. Najważniejsza trójca (Kapitan Ameryka, Iron Man i Czarna Wdowa) jest scenariuszowo fatalna. Bądź co bądź dobrzy aktorzy są bezradni.
Trochę lepiej jest w drugiej linii (Scarlet Witch, Zimowy Żołnierz).
A najlepszy jest Spidermen - tyle że ma wszystkiego dwie sceny. To najlepsze sceny filmu. A jedna jest po wszystkich napisach. warto poczekać.
Przy takiej miernocie postaci zawodzą równie mocno aktorzy. Nie mają nic do zagrania. I konsekwentnie nic nie grają.
Ad 3). No to może przynajmniej są jakieś efekty specjalne. Niestety. 3D w ogóle nie ma. A reszta sprowadza się to biegania, strzelania, mordobicia i wybuchów. Słabo. Może jedynie kostiumy i gadżety dają radę, ale to trochę za mało.
Brakuje też poczucia humoru: sala może dwa razy się zaśmiała, a ja byłem bliższy płaczu.
Kolejna wada - 150 minut. Litości.
Ciężko, a to chyba nie koniec filmów tego typu (X-men).
Oczywiście głównym problemem jest to, że to nie jest film pod mój gust. Są fani takiego "kina" i im się chyba podoba. Tak przynajmniej wnioskuję po tym słowotoku:
Już dużo bardziej zgadza się z nami nasz ulubiony Kinomaniak: