"Opowieści o miłości i mroku" - wydmuszka
Film izraelski w polskim kinie to wyjątkowy przypadek. Ale zapewne w ocenie dystrybutora sukces ma zapewnić postać reżyserki - znanej i lubianej aktorki Natalie Portman. Przy okazji jak ktoś nie wiedział, to już jasne jest jej pochodzenie. W każdym razie film w Polsce wszedł do szerokiej dystrybucji, a nie jak pojedyncze filmy izraelskie (np. "Yona"), które co najwyżej łapały się na kilka seansów w kinach studyjnych.
Fabuła filmu oparta jest na autobiograficznej powieści izraelskiego pisarza i opowiada przede wszystkim historię matki - granej niestety przez samą reżyserkę. Pochodząca z Równe (polskie przedwojenne miasto, obecnie na terytorium Ukrainy) przetrwała koszmar II Wojny Światowej, ale również po wyjeździe do Izraela nie zaznała szczęścia. Praktycznie jedynym celem jej życia było wychowanie syna (przyszłego popularnego pisarza), także poprzez opowiadanie tytułowych historyjek.
Pierwsze pytanie, które nurtuje przed tym filmem, to czy aktorka poradzi sobie w reżyserskiej roli. Trzeba przyznać, że film jest zrealizowany perfekcyjnie. Piękne zdjęcia (Sławomir Idziak), sprawny montaż, muzyka, dźwięk, scenografia, kostiumy. Sprawnie w bieżącą fabułę wpleciono historie z przeszłości. Jest w tym filmie i dużo ciekawych opowieści i mądre spostrzeżenia o życiu (np. że jest jak pokój w którym może być zarówno piekło, jak i niebo).
I wszystko byłoby dobrze gdyby Natalie nie zapomniała o jednym. Mianowice o tym, że najważniejszy w filmie jest scenariusz i nie zawsze wierne odwzorowanie książki daje porównywalny efekt do rozkoszowania się znakomitą powieścią. Niestety film Portmanowej wlecze się niemiłosiernie i jest zwyczajnie nudny. Jest taki moment że odrobinę przyśpiesza, w momencie powstania państwa Izrael, ale potem znowu musi znosić ujęcia depresji głównej postaci. I nawet ograniczenie całości do 90 minut nie ratuje tego złego wrażenia.
Nie do końca wypaliło również moim zdaniem połączenie roli reżyserki i głównej aktorki. Portman gra zwyczajnie słabo, co szczególnie na tle dużo lepszych partnerów: Gilad Kahana i Amira Tesslera. Wrażenie, że aktorka nie poradziła sobie z podziałem obowiązków na planie filmowych nasuwa się sama.
Wszystko wskazuje na to, że pomysł dystrybutora spali na panewce. Na filmie Portman sala świeci pustkami, a tłum wali na beznadziejny, ale porównywalnie nużący pojedynek Batmana z Supermenem.