"Cały ten cukier" - koniec z sokami owocowymi
„Cały ten cukier” to dokument o szkodliwości przyzwyczajeń żywieniowych współczesnego człowieka, a głównym oskarżonym jest tytułowa biała śmierć (może bardziej koncerny spożywcze, ale to tak bardziej w domyśle). Nie jest to oczywiście pierwszy film o szkodliwości konkretnego typu jedzenia, ale jest pod wieloma względami najlepszy i w mojej ocenie faktycznie może się przyczynić do poprawy zwyczajów żywieniowych. W moim przypadku w każdym razie zadziałało, a rzadko przejmuję się podobną propagandą.
Bohaterem, narratorem i zapewne pomysłodawczą filmu jest australijski aktor Damon Gameau, prowadzący bardzo zdrowy tryb życia: odpowiednie żywienie (bardzo dużo warzyw i owoców, mięsa, ryby), dużo ruchu (bieganie dookoła domku, domowa siłownia). Impulsem do podjętych działań jest ciąża jego żony. Może to trochę ryzykowne realizować projekt na jaki się zdecydował, akurat w przeddzień zostania ojcem. Ale właśnie przedstawiony w dokumencie eksperyment ma być motywacją do odpowiedniego wychowania dziecka, także w zakresie żywieniowym.
Gameau postanawia na własnej skórze (dosłownie) udowodnić szkodliwe działanie cukru. Projekt polega na codziennym spożywaniu równowartości 40 łyżeczek cukru w przetworzonych produktach. Oczywiście każdemu przychodzi w tym momencie na myśl film „Super Size Me” udawadniający szkodliwość najpopularniejszej sieci śmieciowego jedzenie. Jednak „Cały ten cukier” pod każdym względem jest filmem bardziej przekonywującym i dużo lepszym (szkoda tylko, że nie zyskał takiej popularności jak Super Size Me).
Przede wszystkim Damon nie „wcina” produktów powszechnie uważanych za słodkie: słodyczy, lodów, ciast itp. Otóż wybiera on jedzenie określane i postrzegane jako zdrowe, a tak naprawdę posiadające w sobie znaczną ilość przetworzonego cukru. Pierwszym odkryciem jest, że wydawałoby się zdrowe śniadanie dziecka (serek, soczek itp.) może zawierać nawet 9 łyżeczek cukru.
O ile nigdy nie zwracałem uwagi na te wszystkie składy chemiczne podawane na opakowaniach, o tyle ten film autentycznie otworzył mi oczy. Dostało się nawet zwykłej sokowirówce: człowiek jest tak skonstruowany że może zjeść najwyżej dwa jabłka żeby osiągnąć sytość. I to jest naturalna ilość cukru z jabłka, jaką może przyswoić człowiek. Ale zwykła sokowirówka przetwarzając 4 jabłka wyciska cukier do zwykłej szklanki soku, którą każdy może nieświadomie wypić. Takich bardzo ciekawych spostrzeżeń jest bardzo wiele w tym filmie. Jest i historia cukru, i wskazanie jaki duży procent towarów w supermarkecie go zawiera, i naprawdę wiele innych rzeczy, o których nie będę pisać tylko dlatego żebyście się w trakcie oglądania autentycznie zdziwili („naprawdę?, nie miałem pojęcia”). Może dla kogoś „obskakanego” ze zdrowym wyżywieniem są to oczywistości, ale dla mnie nie było, i myślę że dla większości jednak także nie.
Druga zaleta tego dokumentu to jego fabuła. Nie ogranicza się ona jedynie do codziennego jedzenia. Damon na początku przedstawia historię cukru i rozpoczyna eksperyment w domu, ale potem przemieszcza się do regionu Aborygenów w Australii, gdzie Coca-Cola chwali się największą sprzedażą. Następnie wyrusza do światowej stolicy złych nawyków żywieniowych, czyli do Stanów Zjednoczonych (tam tylko scena z dentystą nie wzbudziła mojego poklasku), gdzie najbardziej dostało się napojom gazowanym i to nie tylko tym najbardziej popularnym.
Dopiero na końcu wracamy do domu i do podsumowania eksperymentu, a także powitania na świecie nowego człowieka. Dzięki takiej konstrukcji dokument trzyma w napięciu jak dobre kino sensacyjne, ani przez moment się nie nuży i widz nabiera szacunku do przeprowadzanego przez autora projektu.
Trzecia i zdecydowanie najważniejsza zaleta tego dokumentu - to jego forma. Większość filmu tego gatunku, nawet jak porusza ciekawe zagadnienia, ma jeden szkopuł, który można określić zdawkowo jako „gadające głowy”. Tutaj nawet jak jest jakaś gadka to podana w bardzo ciekawej formie (np. z etykietki jakiegoś produktu).
Są dwie świetne sceny ukazujące szkodliwość cukru w ludzkim organizmie (w przewodzie pokarmowym, i w głowie) poprzez metodę stosowaną w serialu „Było sobie życie”.
Wiele scen jest pokazywanych w formie znanej z sitcomów, programów telewizyjnych i teledysków.
Nawet wywiad z przedstawicielem koncernu jest strawny. A już końcowe pojawienie się na ekranie Cukru we własnej osobie rozbawi każde strapionego w trakcie oglądania widza z nadwagą.
Wiem, że pewnie można się do wielu rzeczy przyczepić i dokument ukazuje jedynie jedną stronę problemu (chociaż prowokacyjnie jednak Damon zdecydował się na pokazanie opinii koncernów spożywczych). Ale na mnie i tak zadziałało. Od obejrzenia filmu piję jedynie wodę, jem owoce, warzywa, mięsa i ryby. I żadnych serków, jogurcików, napojów gazowanych. Ale będę zdrowy za kilka tygodni!
Dokument "Cały ten cukier" to pozycja obowiązkowa. Szukajcie go w repertuarach swoich kin. Bo trochę jest po macoszemu traktowany, grany jedynie w wybranych studyjnych (no właśnie, a o wiele słabszy Super Size Me miał dużo lepszą dystrybucję). A na seansie w warszawskim kinie KC byłej jak zwykle sam. Jak komuś umknie to pewnie będzie dostępny w formie „domowej”, bo wyznawców zdrowego jedzenia nie brakuje.
Ale że soków owocowych się nie powinno pić … to dla mnie prawdziwe odkrycie ….