top of page

"Zoolander 2" - tragedia Justina Biebiera


Nie podpowiem, czy przed obejrzeniem „dwójki” Zoolandera trzeba zaznajomić się z pierwowzorem, z przed 15 lat. Nawet nie pamiętam, czy oglądałem ten film w 2001 roku, bo tak daleko to już moja pamięć nie sięga, a plan obejrzenia sobie tego na spokojnie w domowych pieleszach przed wizytą w kinie spalił na panewce, z uwagi na obowiązki pozakulturowe. W efekcie na seans „Zoolander 2” wpadłem trochę z przypadku (chyba jedynie dzięki darmowej karcie Cinema City), i oczekiwałem „wszystkiego co najgorsze”, marząc jedynie żeby zamknęło się to dziwactwa w góra półtorej godziny.

Zaczęło się od rozstrzelania … Justina Biebiera. Rozstroiło mnie to na resztę seansu, bo zachodziłem w głowę, czy naprawdę ten mocno w końcu zapracowany młodzieniec zgodził się na udział w filmie. Ale wszystko wskazuje, że był to on. Dostał naprawdę mocną serię pocisków – tak na oko to chyba z pięćdziesiąt, ale jeszcze przed śmiercią zdołał sobie zrobić „selfie”, dobrać na klawiaturze smartfona odpowiednią minę (nie wiedziałem nawet że takie są opcje) i udostępnić światu. Szacun za odporność na kule, ale w końcu to sam Biebier (podobno).

Później film przenosi się do naszych głównych bohaterów. Obaj mają mocno przerąbane.

Derek Zoolander grany przez Bena Stillera (winnego całej produkcji) mieszka w domku na odludziu. Kilkanaście lat wcześniej przeżył tragedię rodzinną: wielka książka zbudowana na brzegu rzeki z powodu oszczędnych materiałów zawaliła się i przygniotła śmiertelnie jego żonę. Dodatkowo sąd zabronił mu opieki nad synem, bo nie szło mu gotowanie makaronu (mogli coś lepszego wymyśleć).

Winnym tragedii po części był jego znajomy Hansel grany przez Owena Wilsona, który to właśnie dostarczał te tanie materiały budowlane. Hansel też nie ma lekko, co prawda mieszka sobie z bandą od orgii, ale dowiaduje się, że cała ekipa zaszła z nim w ciążę (łącznie z męskimi jej członkami, na szczęście jeden z nich szybko poroni).

Dowiadujemy się również, że obaj panowie „robili” w modzie, ale ostatnie wydarzenia spowodowały ich wypad w branży. Już nawet na lotnisku nikt ich nie poznaje.

Ten początek filmu jest tak miałki, że wyczynem jest nie uciec szybko z kina. W każdym razie panowie postanawiają wyjść na świat i trafiają w sam środek śledztwa prowadzonego przez uroczą Penelope Cruz. Na chwilę film łapie tempo, a dodatkowo można rozkoszować się uroczą Cruz, która ambitnie próbuje (na ile daje jej szanse na to kretyński scenariusz) grać, jak na aktorkę jej klasy wypada.

Film ma, zupełnie niepotrzebnie, kilka wątków. Każdy niestety na żenującym poziomie.

Główny wątek to śledztwo prowadzone przez Cruz, w którym w sumie nie wiadomo czemu (chyba dlatego że stworzyli w zamierzchłej przeszłości reklamę z minką, którą wysyłają ofiary zabójstw) pomagają panowie Derek i Hansel.

Minimalnie, ale to naprawdę minimalnie, lepszy jest wątek starań Zoolandera o odzyskaniem syna, który ma problem z … otyłością.

Najlepiej przedstawia się chyba postać czarnego charakteru więzionego od wielu lat i pozbawionego możliwości poruszania rękami, dzięki czemu potrafi posłodzić herbatę stopami.

W sumie można niepotrzebnie śledziłem ten kretyński film, bo pewnie powstał on dla smaczku, jaki jest udział wielu znanych osobistości. Biebiera już mamy odhaczonego na samym początku. A później, co prawda najczęściej na kilka sekund, na ekranie pojawiają się takie nazwiska jak Naomi Campbell, Lewis Hamilton, Kate Moss, Kiefer Sutherland (to ten od męskiej ciąży), Olivia Munn. Zwolennicy projektantów mody znajdą pewnie jeszcze więcej wybitnych sław.

Jest w tym filmie kilka może znośnych scen – na przykład przywitanie na lotnisku przez 11 letniego VIP, umiejętności obsługi nożnej przez więźnia, czy nawet pokaz „Old and Lame” (oczywiście te „old” i „lame” to nasi bohaterowie). Jeżeli komuś mało Penelopy Cruz (która mocno narzeka na rozmiar swojego biustu) to może sobie jeszcze pooglądać w obcisłych strojach Millę Jovovich.

Jak ktoś ma odporność na miałki scenariusz, to może rozkoszować się tymi smaczkami. Innym szczerze odradzam zarówno wizytę w kinie, jak i próbę zmęczenia tej chały na domowym sprzęcie.



Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page