"Dziewczyna z portretu" - perfekcyjna obrzydliwość
“Dziewczyna z portretu” to film, nad którym warto się na dłużej pochylić, bo to historia prawdziwa, będąca prekursorką wielu współczesnych tendencji. Otóż: akcja dzieje się w Danii, w Kopenhadze, blisko sto lat temu. Młode małżeństwo malarzy żyje sobie w miłości i sławie, z uwagi na niebywały talent Gerdy (czyli prawie jak w Królowej Śniegu). Jej mąż Einar jest może trochę mniej utalentowany, ale też nie może narzekać na swój los. Gerda, w jej roli, piękna Alicia Vikander wprost urzeka, nawet widok jej kostki stanowi nie lada atrakcję.
No więc punkt wyjścia jest następujący: mąż ma piękną, mądrą, inteligentną i utalentowaną (co zapewnia również majątek) żonę. Żyć, nie umierać …
Sam Einar też raczej klasuje się jako przystojny facet.
Co prawda talent ma odrobinę mniejszy i czasami jest zmuszany do pozowania z damską sukienką, ale kategorycznie odmawia jej włożenia:
No i wszystko byłoby pięknie i wspaniale (nie było by tego filmu), gdyby nie fakt że Einar zaczyna pod swoje męskie ubranko wzuwać damskie wdzianka.
Zamiast uciąć te skłonności w zarodku młode małżeństwo idzie dalej i na imprezę idą już jako koleżanki – Einar staje się Lili i całuje facetów, wspomina męską miłość z dzieciństwa i idzie drogą Krzysztofa Bęgowskiego.
Z całym szacunkiem i zrozumieniem dla takich postaw ogląda się to z rosnącym obrzydzeniem. Tak oto wyglądała w oryginale sprawczyni całego tego zamieszania:
I można byłoby przejść obojętnie obok tej historii wrzucając ją w popularne, acz niszowe kino LGBT, gdyby nie mały szkopuł. Otóż „Dziewczyna z portretu” jest filmem znakomicie zrealizowanym. Zdjęcia (Danny Cohen) są wprost urzekające, scenariusz (Lucinda Conox) jest bardzo zgrabnie napisany , para aktorów (Eddie Redmayne, Alicia Vikander) przechodzi sama siebie, muzyka (Alexandre Desplat) jest nastrojowa, kostiumy (Paco Delgado) dopieszczone na miarę epoki, film jest świetnie zmontowany (Melanie Oliver) i umiejętnie reżyserowany (Tom Hooper). Niesprawiedliwością byłoby nie pochwalić twórców. Tylko ta fabuła …
Z filmu można się dowiedzieć kilku ciekawych rzeczy.
Okazuje się że w tym okresie już były kabiny z tańcami erotycznymi. W jednej najgorszych scen tego filmu nasz główny bohater (bohaterka?) udaje się obejrzeć taki taniec, w celu podejrzenia zachowań erotycznych kobiet, co próbuje naśladować (ble)
Za takie dziwne zachowania w parku w Paryżu można było dostać – tak jak współcześnie – po mordzie (jedyna poprawna moralnie scena w filmie)
Skłonności zmiany płci były raczej traktowane jako choroba, początkowo nasz Einar zostaje skierowany na leczenie elektrowstrząsami
Już wtedy możliwe były operacje zmiany płci, zazwyczaj kończyły się tak jak się kończyły, ale szczęśliwcy mogli się nacieszyć chociażby przez kilka tygodni nową tożsamością.
Zastanawiając się, czy moja tolerancja jest na odpowiednim poziomie przypomniałem sobie francuski film „Nowa Dziewczyna” Ozona. Motyw był tam podobny, też główny bohater miał skłonności do kobiecych ciuszków. Ale jednak tamten film - równie dobrze zrealizowany - nie przekraczał granicy dobrego smaku. Oglądało się go dobrze i bez obrzydzenia. Niestety „Dziewczyna z portretu” tą, może cieniutką, granicę przekracza i dlatego oglądać się tego nie da (przynajmniej moim, skromnym zdaniem).
Drugim filmem który przypomina „DzP” jest „Niebezpieczna metoda” Davida Cronenberga, szczególnie w zakresie eksperymentowania na ludzkiej psychice i sposobach „uzdrawiania” niektórych skłonności.
Nie zniechęcam do wizyty w kinie na „Dziewczynie …”, w trakcie mojego seansu tylko jedna osoba wyszła, a kilka siedziało cały seans na smartfonie, mi pozostało odwracać wzrok od ekranu. Przynajmniej publika była kobieca … na szczęście tak naturalnie kobieca …
コメント