"Pitbull. Nowe porządki" - Lech-Legia 1:5
Problem z najnowsza produkcją Patryka Vegi „Pitbull. Nowe porządki” jest taki, że część widzów i krytyków nie traktuje tego obrazu jako filmu sensacyjnego, jako filmowej fikcji. Widząc znajome miejsca: lokalny bazar, osiedlową siłownię, Pola Mokotowskie, Komendę Główną Policji, myślą że ten film to coś w rodzaju zapisu dokumentalnego.
Tymczasem reżyser już w pierwszej scenie puszcza do widza oko. Kibice Legii wracają pociągiem z meczu z Lechem Poznań wygranym na wyjeździe 5:1. Tak wysoką porażkę poznaniacy na własnym obiekcie odnieśli ostatnio w 1956 roku i było to 0:6, a w dodatku Lech nazywał się Kolejarz, a Legia - CWKS. Już więc ten fakt uwidacznia, że mamy do czynienia z przerysowaniem rzeczywistości i zwykłą fikcyjną opowieścią. Zresztą kolejna scena absurdalnej bójki kibiców (może bardziej zbliżona do pojedynku zwaśnionych stron z krakowskiego podwórka kibolskiego) pokazuje jak daleko od rzeczywistości poruszają się twórcy filmu.
Po tragicznych losach powrotu Bogusława Lindy z małym synem z meczu na Bułgarskiej przenosimy się kilka lat do przodu. Linda (rola na miarę „Psów”) właśnie rozpoczyna swoją przestępczą karierę na Mokotowie, a syn na całe życie doświadcza spotkania z Kolejorzem. Po drugiej stronie przestępczego światka staje ambitny policjant Majami (rola życia Piotra Stramowskiego) porzucający „branżę narkotykową” na rzecz służby policyjnej na Mokotowie. Drogi obu panów stykają się.
Fabuła filmu oparta jest na pojedynku tych dwóch osobowości i trzeba przyznać że naprawdę jest to bardzo ciekawy wątek, łącznie z symbolicznymi scenami na jeziorze (Linda poświęca się żeby pomóc swojemu antagoniście). Oprócz świetnie prowadzonego wątku głównego mamy szereg postaci i zdarzeń drugoplanowych. Dotyczą one zarówno światka przestępczego (Tomasz Oświęcimski jako napakowany przygłup oraz znakomity Andrzej Czeczot), jak i wątków miłosnych (Dygant, Ostaszewska), a nawet młodocianych.
Film jest ciężki, sceny są drastyczne, wulgarne, ale przeplatane również wątkami humorystycznymi (pretensje o sprzedaż złej pary butów). Akcja jest wartka, może momentami nielogiczna, ale ogląda się to świetnie – mimo zbyt długiego seansu (pewnie problem wynikający z serialowości pierwowzoru).
Nowy Pitbull to solidne polskie kino sensacyjne. Zapewne sukces kasowy. Pewnie niektórzy wyjdą z kina zawiedzeni i będą doszukiwać się nieścisłości scenariuszu, niepotrzebnych wątków, zbytniej dosłowności niektórych scen. Ale przynajmniej nie doświadczą takiej skali przestępczości po wyjściu z kina i będą mogli w spokoju kupić sobie kebaba lub warzywa na mokotowskim bazarku.
Warszawa nie jest taka jak w filmie Pitbull. A Legia jeszcze długo nie wygra w Poznaniu 5:1.
Commentaires