top of page

"Point Break - na fali" - sporty ekstremalne


Point Break – na fali” zaczyna się od mocnego uderzenia: dwóch motocyklistów na górskiej grani przekracza granice możliwości i ludzkich i motocyklowych i opartych na prawach fizyka. Świetnie sfilmowana scena z efektami 3D daje nadzieję na utrzymanie emocji przez dłuższy czas.


Po tragicznym końcu zabawy w górach przenosimy się 7 lat do przodu, gdzie główny bohater o wdzięcznej ksywie Utah (Blazers dzisiaj grają z nimi w Moda Center) odłożył szaleństwa sportów ekstremalnych, skończył szkołę, studia i aplikuje do FBI. Akurat trafia się sprawa bezprecedensowych rabunków kończonych rozdawaniem łupów na biednych obszarach np. deszcz dolarów spadających z nieba na biedną wioskę. I niestety w tym momencie, jakieś dziesięć minut po rozpoczęciu filmu, scenariusz się kończy …


Owszem mamy w dalszym ciągu porywające i znakomicie zrealizowanie montażowo sceny uprawiania sportów ekstremalnych: serfowanie na niebotycznych falach, zjazdy na nartach ze szczytów (dobre na festiwal Freeride), kilkuminutowe loty w przepaść, ucieczka na motocyklach przed deszczem kamieni ze zbocza. Tylko że fabuła zupełnie siada, dialogi są żenujące, a główny watek wręcz absurdalny. Coś nam czasami bredzą o jakiejś ósemce wyzwań, jest jakiś słabiutki wątek miłosny i na siłę ciągnięty motyw pracy w roli agenta. Słabo na potęgę i tylko irytuje w zestawieniu z ekstremalnymi wyczynami bohaterów. Bo wszystko fajnie, że oni ryzykują życiem, tylko nasuwa się nieśmiało pytanie „po co?”. Zdjęcia są wspaniałe, chociaż efektów 3D starczyło na pierwszą scenę.



Ogólnie ten film lepiej by się oglądało, gdyby w ogóle nie miał fabuły, ot parę minut na motocyklach w górach, trochę serfowania po falach, zjazd na nartach ze szczytu i może jeszcze skok z opóźnionym spadochronem: ładnie, efektownie i emocjonująco, i finito, a nie jakieś naciągane historie o zbawianiu ludzkości tudzież obronie praworządności …


I jeszcze jeden szczegół: w filmie nie ma nawet krztyny poczucia humoru, a tym się cechowały tego typu filmy (chociażby pierwowzór „Na fali” z 1991 roku) – bohaterzy balansowali na granicy śmierci, ale przynajmniej robili sobie ze wszystkie przysłowiowe „jaja”.


Nad kreacjami aktorskimi nie mam zamiaru się nawet pastwić: pewnie wypadałoby oceniać kaskaderów, a nie aktorów. Aż szkoda wspominać że w 1991 roku zagrali Patrick Swayze i Keanu Reeves


Comments


Ostatnie posty
Search By Tags
Follow Us
  • Twitter Social Icon
bottom of page