"Joy" = mop
„Joy” nie ma, w momencie gdy ją poznajemy, szczęścia w życiu. Rozbite małżeństwo, męcząca praca przy obsłudze pasażerów na lotnisku, nieudane dzieciństwo, i tylko babcia – która jest narratorką filmu – jeszcze wierzy w spełnienie marzeń dziewczyny. Na domiar były mąż – nieudolny piosenkarz – pomieszkuje w piwnicy, a ojciec sprowadza się z powrotem do domu po nieudanym romansie.
Przypadkowo jednak podczas rejsu jachtem i sprzątania rozbitego wina, nasza bohaterka, uświadamia sobie niedoskonałość mopa. Wymyśla nowy prototyp dzięki któremu gospodyni domowa nie pokaleczy się rozbitym szkłem, a mopa będzie mogła używać w całym domu, bo doskonale nadaje się do prania. Niestety jak się okazuje, nawet w USA, dobry pomysł to za mało, żeby zarobić nawet na genialnym produkcie.
Fabuła filmu to taka zabawa z amerykańskim snem – nie jest wcale tak łatwo dobry pomysł zamienić w wielką fortunę i trzeba mieć jeszcze dużo samozaparcia, a nawet bezwzględności w kontaktach z nieuczciwymi partnerami.
Film Davida O. Russela wykorzystuje różne gatunki: zaczyna się fragmentem popularnego serialu, potem sama fabuła ma klimat telenoelowy, momentami robi się musicalowo, żeby przejść do twardego dramatu w stylu „Erin Brockovich”. Ta mieszanina gatunków pomaga filmowi, mimo zbyt długiego trwania, ogląda się to dobrze. Chociaż momentami zmiany tempa irytują, a i do pracy reżyserskiej można mieć trochę zastrzeżeń. Nie ulega wątpliwości, że najlepszy moment filmu to zmagania tytułowej Joy z przeciwnościami losu, aczkolwiek momentami męczą jej porażki i skala przeciwności losu. To jednak pozwala widzowi identyfikować się z bohaterką i cieszyć jak w końcu coś jej się uda.
Kluczowa dla odbioru filmu jest rola Jennifer Lawrence, która jest obecna na ekranie praktycznie cały czas. Jak wiadomo: zrobić biznes to zadanie trudniejsze niż wygrać Igrzyska Śmierci, więc i rola wymaga trochę większego wysiłku. Lawrence staje na głowę aby podołać zadaniu, ale chyba trochę brakuje jej warsztatu. Do rewelacyjnej roli Julii Roberts oczywiście brakuje jej wiele, ale trochę ratuje film.
Reasumując, nie jest to zły film, z kina wychodzi się raczej w dobrym humorze, nawet jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia w trakcie. W końcu kto nie lubi telenowelowych zakończeń.
Comments